Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacja
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Myślę, że prościej będzie jednak wrzucić wszystko na Picasę, tak jak się umawialiśmy.. Konto już działa, wystarczy zalogować się na picasaweb.google.com
e-mail: peugeotbalkanralley
hasło: Albania2013
Niedługo prześlemy nasze zdjęcia, niestety większość nie grzeszy ogromną rozdzielczością Także czekamy z niecierpliwościę na Wasze! Pozdr!!
Hmm.. głupia sprawa, ale właśnie zorientowałam się, że w adresie maila wskoczyła literówka: "ralley" zamiast "rallye".. Niestety nie da się już go zmienić, mam nadzieję, że wybaczycie i prześlecie zdjęcia mimo wszystko
e-mail: peugeotbalkanralley
hasło: Albania2013
Niedługo prześlemy nasze zdjęcia, niestety większość nie grzeszy ogromną rozdzielczością Także czekamy z niecierpliwościę na Wasze! Pozdr!!
Hmm.. głupia sprawa, ale właśnie zorientowałam się, że w adresie maila wskoczyła literówka: "ralley" zamiast "rallye".. Niestety nie da się już go zmienić, mam nadzieję, że wybaczycie i prześlecie zdjęcia mimo wszystko
- RafGentry
- Moderator
- Posty: 6944
- Rejestracja: 06 cze śr, 2007 8:40 pm
- Posiadany PUG: GTI Griffe, GTI LeMans, GTI, CTI, XRD, XS, Indiana, 405 STDT
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
No trudno. Mail będzie tylko do celów gromadzenia zdjęć...
Czekam zatem na materiały, bo póki co strasznie opornie nam to idzie. Wrzuciłem na fanpage jedno zdjęcie, a chcę więcej. Trzeba pochwalić się przed światem naszą niebywałą i fantastyczna wyprawą. Karty pamięci w dłoń i do boju!
Czekam zatem na materiały, bo póki co strasznie opornie nam to idzie. Wrzuciłem na fanpage jedno zdjęcie, a chcę więcej. Trzeba pochwalić się przed światem naszą niebywałą i fantastyczna wyprawą. Karty pamięci w dłoń i do boju!
Facebook: https://www.facebook.com/Peugeot205Poland
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
- Fox
- Peugeot 205 Master
- Posty: 2053
- Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
- Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
- Numer Gadu-gadu: 6433729
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Ja tylko lakonicznie napisze ze jestesmy dzis w Sarajewie. Pogoda juz nie jest taka upalna, ale moze to i lepiej bo od jezdzenie w upale cale plecy mam juz zapryszczone. Koszulki tez mi sie czyste skonczyly i dzisiaj zeby nie cuchnac w stolicy musialem zakupic jakas z kompasem nadrukowanym. Bosnia rowniez wymiata. Zwlaszcza Mostar, gdzie bylismy rano. Ula krzyczy wlasnie ze juz pozno, wiec zanim dostane plaszczaka w gebe to koncze i do zobaczenia w KRK. Bylo epicko, teraz dalej jest ale bez was juz smutniej. Trzymajcie kciuki zebysmy dojechali!
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Potwierdzam, byłam na wyjeździe i było świetnie! Dzięki jeszcze raz wszystkim za świetna przygode i zabawę! Wlaśnie ładuje zdjęcia i zachęcam resztę do tego
- RafGentry
- Moderator
- Posty: 6944
- Rejestracja: 06 cze śr, 2007 8:40 pm
- Posiadany PUG: GTI Griffe, GTI LeMans, GTI, CTI, XRD, XS, Indiana, 405 STDT
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Z ciekawostek: w drodze powrotnej, gdy szukaliśmy z Gadem i Anią noclegu w Budapeszcie zwiedziliśmy kilka hoteli i hosteli. Wszystkie były przepełnione i powoli traciliśmy nadzieję, że uda nam się przespać choć kilka godzin przed powrotem do Krakowa.
W akcie desperacji postanowiłem poprosić o pomoc przechodnia. Spytałem o hostel,a on po naradzie ze swoją towarzyszką stwierdził, że może nas przenocować, bo mieszka sam. Zostawił więc uroczą blondynkę i z szampanem w dłoni zapakował się do auta Gadziny. Udostępnił nam prysznic, łazienkę, sofę w salonie i miejsce na podłodze, a nawet trochę zimnej pizzy. Przekimaliśmy się 3 godziny i ruszyliśmy dalej. W ramach podziękowania za pomoc Gad przekazał sympatycznemu Węgrowi swoją koszulkę tripową. Jak się okazało, prezent się spodobał. Kolega Péter Tóth wyruszył w niej do Londynu, gdzie pracuje w jednej z klinik dentystycznych. Rozpiera mnie duma - nasza akcja ma naprawdę międzynarodowy zasięg...
W akcie desperacji postanowiłem poprosić o pomoc przechodnia. Spytałem o hostel,a on po naradzie ze swoją towarzyszką stwierdził, że może nas przenocować, bo mieszka sam. Zostawił więc uroczą blondynkę i z szampanem w dłoni zapakował się do auta Gadziny. Udostępnił nam prysznic, łazienkę, sofę w salonie i miejsce na podłodze, a nawet trochę zimnej pizzy. Przekimaliśmy się 3 godziny i ruszyliśmy dalej. W ramach podziękowania za pomoc Gad przekazał sympatycznemu Węgrowi swoją koszulkę tripową. Jak się okazało, prezent się spodobał. Kolega Péter Tóth wyruszył w niej do Londynu, gdzie pracuje w jednej z klinik dentystycznych. Rozpiera mnie duma - nasza akcja ma naprawdę międzynarodowy zasięg...
Facebook: https://www.facebook.com/Peugeot205Poland
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
- Fox
- Peugeot 205 Master
- Posty: 2053
- Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
- Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
- Numer Gadu-gadu: 6433729
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Niezła historia z tym Budapesztem. Jak tak dalej pójdzie to nasze koszulki będziemy mogli opatentować i sprzedawać na cały świat. Było już generation X, JP2, teraz czas aby na salonach nosiło się koszulki z naszym logo P205:)
My wróciliśmy wczoraj około 23. Tak jak się spodziewałem ostatni dzień był hardcore'owy. Powrót z Sarajewa to 14h za kółkiem praktycznie non stop. Zatrzymywaliśmy się tylko na tankowanie i na chwile w Lidlu na Węgrzech aby zaopatrzyć się w wino. Peżocina nieźle sobie dawała radę, ja o dziwo też. Aż nie chce mi się wierzyć że jeszcze dwa dni temu byliśmy na plaży w Chorwacji a wczoraj zwiedzaliśmy Bośnię. Już teraz mi się to wydaje takie odległe. Jak tylko się ogarnę to wrzucę jakieś zdjęcia. Niestety mój aparat wszedł w tryb zdjęć nocnych przez co większość zdjęć dziennych jest prześwietlona:( Pewnie nic się nie nada do kalendarza, ale trudno, cóż zrobić.
My wróciliśmy wczoraj około 23. Tak jak się spodziewałem ostatni dzień był hardcore'owy. Powrót z Sarajewa to 14h za kółkiem praktycznie non stop. Zatrzymywaliśmy się tylko na tankowanie i na chwile w Lidlu na Węgrzech aby zaopatrzyć się w wino. Peżocina nieźle sobie dawała radę, ja o dziwo też. Aż nie chce mi się wierzyć że jeszcze dwa dni temu byliśmy na plaży w Chorwacji a wczoraj zwiedzaliśmy Bośnię. Już teraz mi się to wydaje takie odległe. Jak tylko się ogarnę to wrzucę jakieś zdjęcia. Niestety mój aparat wszedł w tryb zdjęć nocnych przez co większość zdjęć dziennych jest prześwietlona:( Pewnie nic się nie nada do kalendarza, ale trudno, cóż zrobić.
- Fox
- Peugeot 205 Master
- Posty: 2053
- Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
- Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
- Numer Gadu-gadu: 6433729
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Dzień 0 : W oczekiwaniu na ekipę warszawską
Właściwie można powiedzieć że trip zaczął się w piątek. Ekipa w aucie Dziksona wyruszyła z Warszawy około 18 i zameldowała się u nas na kwadracie chwilę po 22. Podczas gdy oni raźno się przemieszczali i meldowali szybkie postępy na trasie oraz radosną i rodzinną atmosferę w samochodzie ocierającą się o wspólne śpiewanie z trzymaniem się za ręce ja przeżywałem chwile grozy. Rutynowo sprawdzając dokumenty odkryłem że świstek OC mam z datą zeszłoroczną. Nie znalazłem ani aktualnego papierka dowodowego ani całej polisy chociaż przetrząsnąłem wszystkie szuflady. Znalazłem za to starego cukierka i zagubione 5zł. Przez myśl mi przeszło że w ogóle jej w tym roku nie wykupiłem, ale przecież miałem zieloną kartę więc OC też gdzieś musiało być. Znalazło się na poczcie mailowej ( chwała ubezpieczycielom internetowym! ). Wykonałem telefon do Rafiego, który pomimo późnej już pory dopiero wybierał się na miasto umyć auto i wypożyczyć wypasione CB. Jego słowa otuchy obiecujące wydruk polisy sprawiły że otarłem pot z czoła i w spokoju zacząłem wypatrywać czerwonego XS'a.
21:43 sms, nadawca nieznany: Grzejemy zdrowo, do celu zostało 50km.
Czyli już są po wódce. Można schować wino.
Przyjechali! Chwila na wniesienie bagaży, kurtuazyjna herbatka, jakieś oblucje, wylanie wiadra pomyj na niektórych mechaników i można iść spać. Ekscytacja przedwyjazdowa nie ułatwia zasypiania. W końcu ok 00:30 zasnąłem.
00:50 Rafał : Foxiu, nie udało się druknąć, Posypał mi się adobe reader i nie rozpoznaje plików
Pięknie, to jadę bez OC
01:44 Rafał : Wydrukowane. Idę spać!
To on jeszcze nie spał? Ja w sumie też...
Właściwie można powiedzieć że trip zaczął się w piątek. Ekipa w aucie Dziksona wyruszyła z Warszawy około 18 i zameldowała się u nas na kwadracie chwilę po 22. Podczas gdy oni raźno się przemieszczali i meldowali szybkie postępy na trasie oraz radosną i rodzinną atmosferę w samochodzie ocierającą się o wspólne śpiewanie z trzymaniem się za ręce ja przeżywałem chwile grozy. Rutynowo sprawdzając dokumenty odkryłem że świstek OC mam z datą zeszłoroczną. Nie znalazłem ani aktualnego papierka dowodowego ani całej polisy chociaż przetrząsnąłem wszystkie szuflady. Znalazłem za to starego cukierka i zagubione 5zł. Przez myśl mi przeszło że w ogóle jej w tym roku nie wykupiłem, ale przecież miałem zieloną kartę więc OC też gdzieś musiało być. Znalazło się na poczcie mailowej ( chwała ubezpieczycielom internetowym! ). Wykonałem telefon do Rafiego, który pomimo późnej już pory dopiero wybierał się na miasto umyć auto i wypożyczyć wypasione CB. Jego słowa otuchy obiecujące wydruk polisy sprawiły że otarłem pot z czoła i w spokoju zacząłem wypatrywać czerwonego XS'a.
21:43 sms, nadawca nieznany: Grzejemy zdrowo, do celu zostało 50km.
Czyli już są po wódce. Można schować wino.
Przyjechali! Chwila na wniesienie bagaży, kurtuazyjna herbatka, jakieś oblucje, wylanie wiadra pomyj na niektórych mechaników i można iść spać. Ekscytacja przedwyjazdowa nie ułatwia zasypiania. W końcu ok 00:30 zasnąłem.
00:50 Rafał : Foxiu, nie udało się druknąć, Posypał mi się adobe reader i nie rozpoznaje plików
Pięknie, to jadę bez OC
01:44 Rafał : Wydrukowane. Idę spać!
To on jeszcze nie spał? Ja w sumie też...
Ostatnio zmieniony 08 maja śr, 2013 4:04 pm przez Fox, łącznie zmieniany 2 razy.
- andi_kamachi
- Junior
- Posty: 471
- Rejestracja: 28 kwie czw, 2011 1:58 pm
- Posiadany PUG: 205 1,4 Roland Garros, 205 1,8DT
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Warszawa (praca i mieszkanie), Trzcianka k. Wilgi (stąd pochodzę)
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
I co?...
...Co zrobiłeś ze starym cukierkiem?
Dawaj dalej!
...Co zrobiłeś ze starym cukierkiem?
Dawaj dalej!
- Fox
- Peugeot 205 Master
- Posty: 2053
- Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
- Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
- Numer Gadu-gadu: 6433729
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Dzień 1: Kraków ->Budapeszt->Novi Sad 750km
Na czerwono odcinek który ciężko byłoby przejechać traktorem a co dopiero 205...
Wstajemy razem z kurami o 5. Czujemy się jakbyśmy w ogóle nie spali. Ula przygotowuje kanapki, które popijamy herbatą i zabieramy się za pakowanie pugów. Dzikson pokazuje nam wymienione na wyjazd fotele. Zamontował takie, których jak mówi mu nie szkoda na takie wyjazdy. Nie wiemy czy Cejot ma w historii wyrywanie gąbki z siedzeń czy obawy dotyczą czegoś innego, postanawiamy jednak nie zadawać kłopotliwych pytań. Parę dni później przyjdzie nam poznać odpowiedź, jednak teraz nie o tym. Wszystko idzie sprawnie i wygląda na to że będziemy na czas. O 6:40 wyjeżdżamy z osiedla. Po 5min telefon od Rafiego:
-Foxiu mam nadzieje że jeszcze na nas nie czekasz bo my będziemy za 40min dopiero.
-Hmmm....ok
W głowie mam nocne zmagania Rafiego z drukarką więc postanawiam nie narzekać chociaż pokusa do lamentu była.
Mija kolejne 5min, już jesteśmy na obwodnicy, dzwoni Morfeusz:
-Foxiu, spóźnimy się jakieś 40min. Ledwo złożyłem auto do kupy przez noc, nie dało się wcześniej wyjechać
-Ok, cóż zrobić.
Na szczęście na stacji nie jesteśmy sami. Gadzina, Helterowie oraz druga warszawska ekipa dotarli na czas i można się przywitać oraz rozpocząć proces zapoznawczy.
Pod Dziksona po chwili podjechała laweta. Mieliśmy nadzieję że nie będzie to zły omen:
W końcu pojawił się Morfeusz. Wiszące z samochodu druty, reszty jakiejś pasty na klapie i ogólny styl na chaos uwiarygodniał opowieść o nocnym składaniu wszystkiego do kupy
Aczkolwiek wydaje się że więcej czasu niż w garażu Łukasz spędził u stylistki
Pomimo że mieliśmy wyjechać o 7 to w okolicach 8 wciąż w najlepsze trwały pogaduszki. Cejot przedstawił dwie opcje naklejkowe od patrona medialnego. Na wersję gejowskiego serduszka OK nikt się nie pokusił. Forma kwadratowa też początkowo nie wzbudzała entuzjazmu chociaż muszę przyznać że po naklejeniu prezentowało się dobrze.
Na koniec, jak już myślałem że wyjeżdżamy to okazało się że Rafi poszedł do sklepu a tak w ogóle to trzeba mu naprawić lampę bo jedna nie świeci...eh...Na szczęście wystarczyło stuknąć w nią pięścią żeby zaświeciła:) W końcu udało nam się wyruszyć. Niebo lekko pochmurne ale nie pada.
Podróżowanie w grupie to oprócz radości także opóźnienia. Po 100km już robiliśmy postój na tankowanie przez część ekipy gazu oraz dalszą dystrybucję i redystrybucję magnesów. Po kolejnych 20 Dziksonowi zablokowała się linka gazu i zrobiliśmy pierwszy postój techniczny:
Przy skręcie na tatrzańską Łomnicę zgubiliśmy audi, która wyprzedzając autobus nie zauważyła że część osób wykonała zakręt w prawo a druga część, która tego nie zrobiła zawróciła i naprawiła swój błąd. Jak się okazało zagubieni mieli telefon tylko do Dziksona, który prewencyjnie po przekroczeniu granicy go wyłączył. Wydawało się że już po nich, więc bez zbędnej troski pojechaliśmy dalej.
Na Słowacji życie toczy się wolniej i 10litrów gazu potrafi się przelewać 15min.
Ja wykorzystałem przerwę do zakupu 3 tabliczek Studenckiej czekolady.
Potem nastąpił odcinek tragiczny. Kiedyś z Bananowcem jechaliśmy z Węgier przez Poprad i droga była cudna, z tym że jechaliśmy trochę bardziej na wschód. Tym razem postanowiłem że dobrze byłoby sobie skrócić drogę i odbić nieco na zachód. Droga była tak dziurawa że Morfeusz'owe gazowe zawieszenie wybebeszyło błotniki na zewnątrz oponami:
Na którymś z fragmentów Dzikson o mało nie zginął i usłyszeliśmy w CB po raz pierwszy
-Chyba u Dziksona w samochodzie unosi się delikatny zapach klocka.
Jak pokazała historia mieliśmy to usłyszeć jeszcze kilkukrotnie:)
Kolejny postój , tym razem na Węgrzech gdzie jak się okazało większość uczestników nadal nie miało winietek na tamtejsze autostrady. Za karę zapłacili 15 euro zamiast 11 przez internet. Dzikson wykorzystał postój do rozwinięcia straganu z koszulkami:
A my podziwialiśmy węgierską myśl planowania urbanistycznego a w szczególności umiejętnego doboru odległości pomiędzy blokami:
Jakby komuś zabrakło czystych majtek to w każdej chwili można ściągnąć sąsiadowi ze sznurka, albo pewnie nawet z tyłka.
W końcu zaopatrzeni w potrzebne dokumenty winietkowe zaczęliśmy się przyzwoicie poruszać:
aż do Auchan'a na obwodnicy Budapesztu gdzie spotkaliśmy się z miejscowym fanklubem i Józkiem, który mimo iż wyjechał 2 godziny później to przyjechał 2 wcześniej
Audi się w międzyczasie jakoś odnalazło na właściwym szlaku, chociaż pomyliło Auchany. Okazało się że wszystkie wyglądają tak samo.
-Jesteśmy pod Auchan, a wy gdzie?
-My też
-No dobra, to ja stoję tak że po prawej mam sklep, na przeciwko stację , obok górkę i są tu jakieś rysunki zwierzątek
-Nie możliwe, ja też w tym samym miejscu stoję i Cię nie ma
-Kurde, jesteśmy gdzie indziej
Dokładnie to 10km obok. Czekanie można sobie umilić oględzinami T16 pod maską 205:
Czy też bardziej prozaicznymi modelami ( chociaż ten też nie był standardowy bo było to jakieś 12v z 605 )
Cyknąć fotkę na fejsa:
Czy taką na fanpage:
Zjedliśmy jeszcze trochę psa z makaronem u chińczyka i ruszyliśmy grubo już spóźnieni w kierunku granicy z Serbią. Po drodzę znów wysiadł nam i prędkościomierz a parę dni wcześniej wentylatory chłodnicy odmówiły kręcenia się w upale. Postój na granicy w pokaźnej długości korku przerósł możliwości naszego układu chłodzenia i metr po metrze trzeba było się przemieszczać za pomocą rąk:
W końcu dotarliśmy do Nowego Sadu o 21 i o dziwo z jednym tylko zawracaniem dotarliśmy do Hostelu, który okazał się być praktycznie przy samym rynku. Zajęliśmy dwa pokoje 10 osobowe i dodatkowo jedną czwórkę, którą udało nam się wynegocjować aby była w tej samej niskiej cenie co reszta. W końcu wybraliśmy się na upragnione piwko na mieście które dawno mi tak dobrze nie smakowało:
Humor dopisywał
I tylko Józek był trochę zawstydzony po tym jak ktoś zadał niezręczne pytanie o tygrysi skok
"Tygrys nadchodzi bezgłośnie" to wszystko co udało nam się wtedy dowiedzieć. I tym razem historia miała rozwinąć ten wątek niebawem.
Na koniec dnia wybraliśmy się dalej na miasto gdzie odkryliśmy psie legowisko:
Zamek nad kolorowym mostem:
oraz bulwary, gdzie poznaliśmy smutną historię lokalnej Marii
Hostel drżał cały w posadach w rytm chrapania któregoś z osobników zalegających w pokoju na szczęście sąsiednim do naszego. Kto to był to do tej pory nie wiem, chociaż podejrzewam Olka:) Ustaliliśmy że wyruszamy nazajutrz o 8 i poszliśmy spać.
Na czerwono odcinek który ciężko byłoby przejechać traktorem a co dopiero 205...
Wstajemy razem z kurami o 5. Czujemy się jakbyśmy w ogóle nie spali. Ula przygotowuje kanapki, które popijamy herbatą i zabieramy się za pakowanie pugów. Dzikson pokazuje nam wymienione na wyjazd fotele. Zamontował takie, których jak mówi mu nie szkoda na takie wyjazdy. Nie wiemy czy Cejot ma w historii wyrywanie gąbki z siedzeń czy obawy dotyczą czegoś innego, postanawiamy jednak nie zadawać kłopotliwych pytań. Parę dni później przyjdzie nam poznać odpowiedź, jednak teraz nie o tym. Wszystko idzie sprawnie i wygląda na to że będziemy na czas. O 6:40 wyjeżdżamy z osiedla. Po 5min telefon od Rafiego:
-Foxiu mam nadzieje że jeszcze na nas nie czekasz bo my będziemy za 40min dopiero.
-Hmmm....ok
W głowie mam nocne zmagania Rafiego z drukarką więc postanawiam nie narzekać chociaż pokusa do lamentu była.
Mija kolejne 5min, już jesteśmy na obwodnicy, dzwoni Morfeusz:
-Foxiu, spóźnimy się jakieś 40min. Ledwo złożyłem auto do kupy przez noc, nie dało się wcześniej wyjechać
-Ok, cóż zrobić.
Na szczęście na stacji nie jesteśmy sami. Gadzina, Helterowie oraz druga warszawska ekipa dotarli na czas i można się przywitać oraz rozpocząć proces zapoznawczy.
Pod Dziksona po chwili podjechała laweta. Mieliśmy nadzieję że nie będzie to zły omen:
W końcu pojawił się Morfeusz. Wiszące z samochodu druty, reszty jakiejś pasty na klapie i ogólny styl na chaos uwiarygodniał opowieść o nocnym składaniu wszystkiego do kupy
Aczkolwiek wydaje się że więcej czasu niż w garażu Łukasz spędził u stylistki
Pomimo że mieliśmy wyjechać o 7 to w okolicach 8 wciąż w najlepsze trwały pogaduszki. Cejot przedstawił dwie opcje naklejkowe od patrona medialnego. Na wersję gejowskiego serduszka OK nikt się nie pokusił. Forma kwadratowa też początkowo nie wzbudzała entuzjazmu chociaż muszę przyznać że po naklejeniu prezentowało się dobrze.
Na koniec, jak już myślałem że wyjeżdżamy to okazało się że Rafi poszedł do sklepu a tak w ogóle to trzeba mu naprawić lampę bo jedna nie świeci...eh...Na szczęście wystarczyło stuknąć w nią pięścią żeby zaświeciła:) W końcu udało nam się wyruszyć. Niebo lekko pochmurne ale nie pada.
Podróżowanie w grupie to oprócz radości także opóźnienia. Po 100km już robiliśmy postój na tankowanie przez część ekipy gazu oraz dalszą dystrybucję i redystrybucję magnesów. Po kolejnych 20 Dziksonowi zablokowała się linka gazu i zrobiliśmy pierwszy postój techniczny:
Przy skręcie na tatrzańską Łomnicę zgubiliśmy audi, która wyprzedzając autobus nie zauważyła że część osób wykonała zakręt w prawo a druga część, która tego nie zrobiła zawróciła i naprawiła swój błąd. Jak się okazało zagubieni mieli telefon tylko do Dziksona, który prewencyjnie po przekroczeniu granicy go wyłączył. Wydawało się że już po nich, więc bez zbędnej troski pojechaliśmy dalej.
Na Słowacji życie toczy się wolniej i 10litrów gazu potrafi się przelewać 15min.
Ja wykorzystałem przerwę do zakupu 3 tabliczek Studenckiej czekolady.
Potem nastąpił odcinek tragiczny. Kiedyś z Bananowcem jechaliśmy z Węgier przez Poprad i droga była cudna, z tym że jechaliśmy trochę bardziej na wschód. Tym razem postanowiłem że dobrze byłoby sobie skrócić drogę i odbić nieco na zachód. Droga była tak dziurawa że Morfeusz'owe gazowe zawieszenie wybebeszyło błotniki na zewnątrz oponami:
Na którymś z fragmentów Dzikson o mało nie zginął i usłyszeliśmy w CB po raz pierwszy
-Chyba u Dziksona w samochodzie unosi się delikatny zapach klocka.
Jak pokazała historia mieliśmy to usłyszeć jeszcze kilkukrotnie:)
Kolejny postój , tym razem na Węgrzech gdzie jak się okazało większość uczestników nadal nie miało winietek na tamtejsze autostrady. Za karę zapłacili 15 euro zamiast 11 przez internet. Dzikson wykorzystał postój do rozwinięcia straganu z koszulkami:
A my podziwialiśmy węgierską myśl planowania urbanistycznego a w szczególności umiejętnego doboru odległości pomiędzy blokami:
Jakby komuś zabrakło czystych majtek to w każdej chwili można ściągnąć sąsiadowi ze sznurka, albo pewnie nawet z tyłka.
W końcu zaopatrzeni w potrzebne dokumenty winietkowe zaczęliśmy się przyzwoicie poruszać:
aż do Auchan'a na obwodnicy Budapesztu gdzie spotkaliśmy się z miejscowym fanklubem i Józkiem, który mimo iż wyjechał 2 godziny później to przyjechał 2 wcześniej
Audi się w międzyczasie jakoś odnalazło na właściwym szlaku, chociaż pomyliło Auchany. Okazało się że wszystkie wyglądają tak samo.
-Jesteśmy pod Auchan, a wy gdzie?
-My też
-No dobra, to ja stoję tak że po prawej mam sklep, na przeciwko stację , obok górkę i są tu jakieś rysunki zwierzątek
-Nie możliwe, ja też w tym samym miejscu stoję i Cię nie ma
-Kurde, jesteśmy gdzie indziej
Dokładnie to 10km obok. Czekanie można sobie umilić oględzinami T16 pod maską 205:
Czy też bardziej prozaicznymi modelami ( chociaż ten też nie był standardowy bo było to jakieś 12v z 605 )
Cyknąć fotkę na fejsa:
Czy taką na fanpage:
Zjedliśmy jeszcze trochę psa z makaronem u chińczyka i ruszyliśmy grubo już spóźnieni w kierunku granicy z Serbią. Po drodzę znów wysiadł nam i prędkościomierz a parę dni wcześniej wentylatory chłodnicy odmówiły kręcenia się w upale. Postój na granicy w pokaźnej długości korku przerósł możliwości naszego układu chłodzenia i metr po metrze trzeba było się przemieszczać za pomocą rąk:
W końcu dotarliśmy do Nowego Sadu o 21 i o dziwo z jednym tylko zawracaniem dotarliśmy do Hostelu, który okazał się być praktycznie przy samym rynku. Zajęliśmy dwa pokoje 10 osobowe i dodatkowo jedną czwórkę, którą udało nam się wynegocjować aby była w tej samej niskiej cenie co reszta. W końcu wybraliśmy się na upragnione piwko na mieście które dawno mi tak dobrze nie smakowało:
Humor dopisywał
I tylko Józek był trochę zawstydzony po tym jak ktoś zadał niezręczne pytanie o tygrysi skok
"Tygrys nadchodzi bezgłośnie" to wszystko co udało nam się wtedy dowiedzieć. I tym razem historia miała rozwinąć ten wątek niebawem.
Na koniec dnia wybraliśmy się dalej na miasto gdzie odkryliśmy psie legowisko:
Zamek nad kolorowym mostem:
oraz bulwary, gdzie poznaliśmy smutną historię lokalnej Marii
Hostel drżał cały w posadach w rytm chrapania któregoś z osobników zalegających w pokoju na szczęście sąsiednim do naszego. Kto to był to do tej pory nie wiem, chociaż podejrzewam Olka:) Ustaliliśmy że wyruszamy nazajutrz o 8 i poszliśmy spać.
- Fox
- Peugeot 205 Master
- Posty: 2053
- Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
- Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
- Numer Gadu-gadu: 6433729
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Dzień 2 Novi Sad->Ohrid 705km
Rano wstaliśmy z Ulą jak zwykle wcześnie i o 7 byliśmy gotowi do drogi. Jako że część uczestników wciąż była w objęciach Morfeusza ( tym razem w przenośni ) to wybraliśmy się na szybki spacer po mieście, gdzie wszędzie było widać ślady gorączki sobotniej nocy:
która dla jakiejś grupki śpiewających studentów jak widać jeszcze się nie skończyła:
Nowy Sad na prawdę bardzo nam się spodobał. Pięknie odnowione stare miasto tętniące nocami życiem, ładne uliczki i parki. Kilka fotek z porannego spaceru:
Ta uliczka akurat cuchnęła moczem:
A tu można kupić garnki:
Dzień wcześniej płaciłem za nasze grupowe piwo. Miało kosztować 20euro 40 centów. Mieliśmy tylko 20. Urocza pani powiedziała że nic nie szkodzi i zabrała te 20 euro. Po chwili wróciła i dała mi 160 dinarów reszty...Do tej pory nie rozumiem tych ich kalkulacji:) Rano przypomniałem sobie o tych pieniądzach i poszliśmy kupić sobie po drożdżówce. Niestety muszę powiedzieć że były paskudne. Uli trafiła się taka ze słonym serem:
A w mojej w środku była parówka. Po naszych minach chyba można poznać zdziwienie zawartością tego posiłku:
Gdy wróciliśmy pod hostel było widać już ruch zarówno psiej populacji:
polerującej sobie w porannym słońcu jajka, jak i tej naszej robotniczej:
Józek robił furorę swoim wypasionym kombinezonem, a jak jeszcze okazało się że wymienia mieszek na półosi z taką łatwością z jaką ja mogę co najwyżej zmienić rolkę papieru toaletowego na podajniku to nasz podziw był już pełny.
Nawet MiniMonia wychyliła się przez okno zerkając na tego pięknego młodziana na wydaniu:
Jak już wszyscy byli gotowi do drogi o 8 to uświadomiliśmy się że o naszym planie wyjazdu nikt dzień wcześniej nie poinformował osobników z drugiego pokoju. Dzikson więc poszedł do sklepu a Rafał zaczynał smarować kanapkę gdy większość grzała już silniki. Pojawiły się niesnaski, niemniej jednak jakoś się powoli wybieraliśmy:
Sytuacja stresowa wpłynęła jednak na parę osób, które zamiast skręcić na Belgrad pod mostem pojechało na wprost gubiąc się na dobre pół godziny. Po kilku telefonach i kolejnych 30minutach udało nam się częściowo zgromadzić w jednym miejscu chociaż Mofeusz i Helterowie byli już na autostradzie. Ustaliliśmy że spotkamy się na stacji za bramkami na obwodnicy Belgradu i w końcu ruszyliśmy:
Oczywiście zanim dojechaliśmy do tej obwodnicy to wszyscy zapomnieli o spotkaniu z Morfeuszem. Przemknęliśmy koło jego stacji nawet bez spojrzenia na bok i zanim on ruszył za nami w pogoń to już nawet na radiu średnio nas było słychać. Był to dosyć szybki odcinek i dziewczyny chyba zaczynały na nas narzekać że jeździmy jak idioci i wymieniać niewybredne żarty na nasz temat:
Rafi, jako że jego samochód nie sprawia wrażenia agresywnego chyba jeździł najrozsądniej i dostał w nagrodę buziaka:
Jako że stacje z gazem nie dopisywały, a na dodatek jeśli były to słabo oznakowane, wyrobiliśmy sobie normę że Józek albo Gadzina wjeżdżają na stację, badają czy jest gaz i jeśli nie to wracają na autostradę i gonią resztę. W końcu zupełnie nie było gdzie zatankować przy autobanie i zjechaliśmy trochę na ubocze gdzie wróciły wspomnienia o polskiej myśli motoryzacyjnej:
Podczas gdy część z nas pompowało auta gazem ja cyknąłem fotkę urokliwego mostu:
przy czym przypomniałem sobie o pełnym pęcherzu i odwiedziłem wychodek na stacji:
a Rafał kupił Agacie w dowód miłości buteleczkę coli. Wszystko było romantyczne dopóki Ula nie pochwaliła się swoją colą:)
Potem kolejna granica, wjeżdżamy do Macedonii!!!
Tym razem, żebym ja nie czuł się osamotniony to auta pchają wszyscy ku uciesze MiniMoni i Krokieta:
Tym razem staliśmy chyba ze 45min. Upał stawał się powoli dokuczliwy i aż wyciągnąłem w końcu mój stary kapelusik a Helter postanowił przewietrzyć swój samochód:
Drogowskaz na Ateny uświadamia nam jak daleko od domu jesteśmy:
Autostrada ze Skopje do Gostivaru to jedna wielka sekwencja zachwytów nad krajobrazem:
oraz bramek, które Macedończycy poustawiali co 10-15km
Opłaty na szczęście są niewielkę. Tutaj euros, tam pół...Na dodatek oni nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do tych opłat. Raz pomyliłem pin do karty to pani machnęła ręką żebym po prostu jechał i jej głowy nie zawracał:) Na kolejnej bramce nie działał w ogóle terminal i jak ktoś pokazał że chce płacić kartą to od razu otwierali szlaban.
W końcu dotarliśmy do Ochridu. Na pierwszym skrzyżowaniu w mieście jakiś menel niepierwszej świeżości na rowerze praktycznie wskoczył Gadowi pod samochód. Potem na chwile został w tyle ale jak zatrzymaliśmy się w centrum to nas dopędził zziajany i okazało się że koniecznie chce nas przenocować. Nie za bardzo było wiadomo jak go odpędzić. Po podbitym oku można było wnioskować że w ten sposób też się go nie pozbędziemy bo inni już próbowali a on się nie zniechęca. Na szczęście pojawił się jakiś inny schludny koleś, zaproponował nocleg , zapytał ile nas jest. Staraliśmy się być twardzi i mówić że nie chcemy się rozdzielać za żadne skarby i że musi nam znaleźć nocleg dla 23 osób. W końcu nas przechytrzył mówiąc ze może przenocować tylko 17 osób. Pozostała 6 musiała więc jechać za brudasem na rowerze do jego kwatery, my pojechaliśmy za elegancikiem na skuterku. Po dotarciu na miejsce okazało się że miejsca było nawet na 30 osób i mogliśmy spokojnie zamieszkać razem. No trudno. Jedynym minusem było to że za oknami zamiast obiecanego morza było...więzienie! Goście siedzieli za kratami i grali w karty a na spacerniaku ktoś podbijał piłkę do kosza za drutem kolczastym...
Jako że znów okazało się że dotarliśmy na 21 to szybko wybraliśmy się na miasto, gdzie na dobry początek zaskoczył nas ich sposób dekorowania wystaw sklepowych:
Większość osób udała się do sklepu po kiełbasę śledząc kogoś kto na nich gwizdał. My z Cejotem i Ines udaliśmy się na lokalny posiłek:
gdzie zamówiliśmy garnek mięsa z owcy przykryty plackiem, coś na M oraz fasole z kiełbasą:
W drodze powrotnej do miejscówki noclegowej przyuważyliśmy jeszcze 206 w wersji fiat siena:
impreza trwała już w najlepsze, kiełbaski skwierczały nad żarem i obie strony Morfeusza były w świetnym nastroju:
Tutaj ciekawa sytuacja. Józek trzyma prawą stopę w żarze, przez co zrobiła mu się czerwona a on nic. Gad za to udaje boksera dostającego w twarz pięścią czym trochę żenuje towarzyszkę
To nie wiem jak skomentować
Jeszcze fotka grupowa:
i jako że Agnieszcze powoli oczy się już zamykały ze zmęczenia:
Rafał już wrzucił wszystkie fotki na forum i zaczął oglądać dobranockę:
A Morfeusz ( który tutaj miał głowę tyłem do przodu ) był zdziwiony że jeszcze nie śpimy
To poszliśmy spać. Dzikson dzielił tej nocy pokój z Józkiem i zewsząd było słychać nieśmiałe szepty o tygrysie...
Rano wstaliśmy z Ulą jak zwykle wcześnie i o 7 byliśmy gotowi do drogi. Jako że część uczestników wciąż była w objęciach Morfeusza ( tym razem w przenośni ) to wybraliśmy się na szybki spacer po mieście, gdzie wszędzie było widać ślady gorączki sobotniej nocy:
która dla jakiejś grupki śpiewających studentów jak widać jeszcze się nie skończyła:
Nowy Sad na prawdę bardzo nam się spodobał. Pięknie odnowione stare miasto tętniące nocami życiem, ładne uliczki i parki. Kilka fotek z porannego spaceru:
Ta uliczka akurat cuchnęła moczem:
A tu można kupić garnki:
Dzień wcześniej płaciłem za nasze grupowe piwo. Miało kosztować 20euro 40 centów. Mieliśmy tylko 20. Urocza pani powiedziała że nic nie szkodzi i zabrała te 20 euro. Po chwili wróciła i dała mi 160 dinarów reszty...Do tej pory nie rozumiem tych ich kalkulacji:) Rano przypomniałem sobie o tych pieniądzach i poszliśmy kupić sobie po drożdżówce. Niestety muszę powiedzieć że były paskudne. Uli trafiła się taka ze słonym serem:
A w mojej w środku była parówka. Po naszych minach chyba można poznać zdziwienie zawartością tego posiłku:
Gdy wróciliśmy pod hostel było widać już ruch zarówno psiej populacji:
polerującej sobie w porannym słońcu jajka, jak i tej naszej robotniczej:
Józek robił furorę swoim wypasionym kombinezonem, a jak jeszcze okazało się że wymienia mieszek na półosi z taką łatwością z jaką ja mogę co najwyżej zmienić rolkę papieru toaletowego na podajniku to nasz podziw był już pełny.
Nawet MiniMonia wychyliła się przez okno zerkając na tego pięknego młodziana na wydaniu:
Jak już wszyscy byli gotowi do drogi o 8 to uświadomiliśmy się że o naszym planie wyjazdu nikt dzień wcześniej nie poinformował osobników z drugiego pokoju. Dzikson więc poszedł do sklepu a Rafał zaczynał smarować kanapkę gdy większość grzała już silniki. Pojawiły się niesnaski, niemniej jednak jakoś się powoli wybieraliśmy:
Sytuacja stresowa wpłynęła jednak na parę osób, które zamiast skręcić na Belgrad pod mostem pojechało na wprost gubiąc się na dobre pół godziny. Po kilku telefonach i kolejnych 30minutach udało nam się częściowo zgromadzić w jednym miejscu chociaż Mofeusz i Helterowie byli już na autostradzie. Ustaliliśmy że spotkamy się na stacji za bramkami na obwodnicy Belgradu i w końcu ruszyliśmy:
Oczywiście zanim dojechaliśmy do tej obwodnicy to wszyscy zapomnieli o spotkaniu z Morfeuszem. Przemknęliśmy koło jego stacji nawet bez spojrzenia na bok i zanim on ruszył za nami w pogoń to już nawet na radiu średnio nas było słychać. Był to dosyć szybki odcinek i dziewczyny chyba zaczynały na nas narzekać że jeździmy jak idioci i wymieniać niewybredne żarty na nasz temat:
Rafi, jako że jego samochód nie sprawia wrażenia agresywnego chyba jeździł najrozsądniej i dostał w nagrodę buziaka:
Jako że stacje z gazem nie dopisywały, a na dodatek jeśli były to słabo oznakowane, wyrobiliśmy sobie normę że Józek albo Gadzina wjeżdżają na stację, badają czy jest gaz i jeśli nie to wracają na autostradę i gonią resztę. W końcu zupełnie nie było gdzie zatankować przy autobanie i zjechaliśmy trochę na ubocze gdzie wróciły wspomnienia o polskiej myśli motoryzacyjnej:
Podczas gdy część z nas pompowało auta gazem ja cyknąłem fotkę urokliwego mostu:
przy czym przypomniałem sobie o pełnym pęcherzu i odwiedziłem wychodek na stacji:
a Rafał kupił Agacie w dowód miłości buteleczkę coli. Wszystko było romantyczne dopóki Ula nie pochwaliła się swoją colą:)
Potem kolejna granica, wjeżdżamy do Macedonii!!!
Tym razem, żebym ja nie czuł się osamotniony to auta pchają wszyscy ku uciesze MiniMoni i Krokieta:
Tym razem staliśmy chyba ze 45min. Upał stawał się powoli dokuczliwy i aż wyciągnąłem w końcu mój stary kapelusik a Helter postanowił przewietrzyć swój samochód:
Drogowskaz na Ateny uświadamia nam jak daleko od domu jesteśmy:
Autostrada ze Skopje do Gostivaru to jedna wielka sekwencja zachwytów nad krajobrazem:
oraz bramek, które Macedończycy poustawiali co 10-15km
Opłaty na szczęście są niewielkę. Tutaj euros, tam pół...Na dodatek oni nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do tych opłat. Raz pomyliłem pin do karty to pani machnęła ręką żebym po prostu jechał i jej głowy nie zawracał:) Na kolejnej bramce nie działał w ogóle terminal i jak ktoś pokazał że chce płacić kartą to od razu otwierali szlaban.
W końcu dotarliśmy do Ochridu. Na pierwszym skrzyżowaniu w mieście jakiś menel niepierwszej świeżości na rowerze praktycznie wskoczył Gadowi pod samochód. Potem na chwile został w tyle ale jak zatrzymaliśmy się w centrum to nas dopędził zziajany i okazało się że koniecznie chce nas przenocować. Nie za bardzo było wiadomo jak go odpędzić. Po podbitym oku można było wnioskować że w ten sposób też się go nie pozbędziemy bo inni już próbowali a on się nie zniechęca. Na szczęście pojawił się jakiś inny schludny koleś, zaproponował nocleg , zapytał ile nas jest. Staraliśmy się być twardzi i mówić że nie chcemy się rozdzielać za żadne skarby i że musi nam znaleźć nocleg dla 23 osób. W końcu nas przechytrzył mówiąc ze może przenocować tylko 17 osób. Pozostała 6 musiała więc jechać za brudasem na rowerze do jego kwatery, my pojechaliśmy za elegancikiem na skuterku. Po dotarciu na miejsce okazało się że miejsca było nawet na 30 osób i mogliśmy spokojnie zamieszkać razem. No trudno. Jedynym minusem było to że za oknami zamiast obiecanego morza było...więzienie! Goście siedzieli za kratami i grali w karty a na spacerniaku ktoś podbijał piłkę do kosza za drutem kolczastym...
Jako że znów okazało się że dotarliśmy na 21 to szybko wybraliśmy się na miasto, gdzie na dobry początek zaskoczył nas ich sposób dekorowania wystaw sklepowych:
Większość osób udała się do sklepu po kiełbasę śledząc kogoś kto na nich gwizdał. My z Cejotem i Ines udaliśmy się na lokalny posiłek:
gdzie zamówiliśmy garnek mięsa z owcy przykryty plackiem, coś na M oraz fasole z kiełbasą:
W drodze powrotnej do miejscówki noclegowej przyuważyliśmy jeszcze 206 w wersji fiat siena:
impreza trwała już w najlepsze, kiełbaski skwierczały nad żarem i obie strony Morfeusza były w świetnym nastroju:
Tutaj ciekawa sytuacja. Józek trzyma prawą stopę w żarze, przez co zrobiła mu się czerwona a on nic. Gad za to udaje boksera dostającego w twarz pięścią czym trochę żenuje towarzyszkę
To nie wiem jak skomentować
Jeszcze fotka grupowa:
i jako że Agnieszcze powoli oczy się już zamykały ze zmęczenia:
Rafał już wrzucił wszystkie fotki na forum i zaczął oglądać dobranockę:
A Morfeusz ( który tutaj miał głowę tyłem do przodu ) był zdziwiony że jeszcze nie śpimy
To poszliśmy spać. Dzikson dzielił tej nocy pokój z Józkiem i zewsząd było słychać nieśmiałe szepty o tygrysie...
Ostatnio zmieniony 08 maja śr, 2013 4:44 pm przez Fox, łącznie zmieniany 2 razy.
- RafGentry
- Moderator
- Posty: 6944
- Rejestracja: 06 cze śr, 2007 8:40 pm
- Posiadany PUG: GTI Griffe, GTI LeMans, GTI, CTI, XRD, XS, Indiana, 405 STDT
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Oho, Foxiu się rozkręca! Zapomniałem już, że relacje są prawie tak dobre, jak sam trip...
Facebook: https://www.facebook.com/Peugeot205Poland
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
- moralez
- Peugeot 205 Master
- Posty: 4907
- Rejestracja: 30 sie wt, 2005 3:42 pm
- Posiadany PUG: 205......T8, 205 GTI 1.6
- Numer Gadu-gadu: 2955602
- Lokalizacja: Włocławek
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Fox
nie myslales o karierze pisarskiej ?
nie myslales o karierze pisarskiej ?
- DelighT
- Junior
- Posty: 402
- Rejestracja: 06 lut pt, 2009 7:21 pm
- Posiadany PUG: 205 Indiana
- Numer Gadu-gadu: 3827789
- Lokalizacja: Lublin
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Achhh Piękna sprawa <3
-
- Maniak
- Posty: 1109
- Rejestracja: 12 kwie sob, 2008 12:04 pm
- Posiadany PUG: Citroen Xsara Picasso & Peugeot Tepee
- Numer Gadu-gadu: 10911568
- Lokalizacja: Mrozy
- Kontakt:
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Czytając powieść Michała czuję się prawie jakbym tam był..
Bravo! Jak zwykle pełna humoru opowieść
Ps.: Nie wiem jak reszta, ale Ja myślę że Banner powinien zostać u Ciebie jako prowodyra wyjazdu!
Bravo! Jak zwykle pełna humoru opowieść
Ps.: Nie wiem jak reszta, ale Ja myślę że Banner powinien zostać u Ciebie jako prowodyra wyjazdu!
- cejot
- Forum Admin
- Posty: 3561
- Rejestracja: 23 kwie pn, 2007 1:37 am
- Posiadany PUG: 205 Automatic, 205 El Charro, 205 ...
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Albania 2013 - Majowa wyprawa na dzikie Bałkany - relacj
Fox zorganizował super wyjazd, tworzy genialną relację... Jestem za!Zywik pisze:Nie wiem jak reszta, ale Ja myślę że Banner powinien zostać u Ciebie jako prowodyra wyjazdu!