Chciałem sprzedać swoją 205tkę. Wersja taka nawet, bo GT, więc już coś-tam-mająca. A bo coś znowu trzeba przy nim zrobić, a bo to czwarte auto na parkingu, a bo to akurat wodzik biegów wyleciał i się wściekłem... Zapadła decyzja - sprzedaję.
Pedantem nie jestem, ale auto jeździ i jest mechanicznie ogarnięte - porobione rozrządy, zawiecha, oleje, sprzęgło, chłodnica, kable, kopułki, prądy, to, tamto. Wiadomo że auto stare. Trzeba lakier ogarnąć, jedne drzwi z tyłu się nie otwierają, czasem coś z prądem w drzwiach, przegląd się kończy. Wystawię za jakieś 2100. Żeby jak ktoś się uśmiechnie i marudzić nie będzie, to za 2 tysiące sprzedać.
No i co? No i tak:
* ogłoszenie na OLX w ciągu tygodnia obserwuje 46 osób (!), wyświetleń ponad 1200. To chyba całkiem sporo? Czyli zainteresowanie tematem jest.
* piszę dużymi literami żeby w sprawie auta dzwonić. Że nie odpisuję na OLX, SMS, itd. Przez dwa dni dostałem 28 zapytań na OLX. Wszystkie typu "za ile pójdzie", "dam 1000", "witam ile zejdziesz z ceny", "witam czy są wady ukryte" (że co przepraszam?).
* dostaje 10 telefonów. 9 z nich to ludzie szukający auta "na szybko", "na dojechanie", liczy się jak długo przegląd i OC. Jeden to człowiek szukający 205tki, miał być, oglądać, nie pojawił się.
* wszystkim za drogo. Wiadomo, że kasy wsadzonej w stare auto nigdy nie odzyskam... Ale serio 2 tys. za ogarnięte auto to dużo?
Zastanawiam się ile są warte te nasze auta. Auta które wydają się nam najpiękniejsze na świecie, które naprawiamy, zamawiamy orygialne cześci, jeździmy jak deszcz nie pada... a później ktoś dzwoni i marudzi, że za 2000 to passata w dieslu kupi.
Zastanawiam się na ile zbudowaliśmy sobie sami legendę 205tki, a ich kultowość i youngtimerskość jest dyskusyjna i niezauważalna dla większości?
I już nie sprzedaję 205tki

