Trip 2015?? Turcja!

Tutaj umawiamy się na spotkania klubowe, informujemy o odbywających się zawodach i imprezach sportowych i tuningowych.
Awatar użytkownika
Florek2b
Peugeot 205 Master
Posty: 2196
Rejestracja: 10 gru pn, 2007 5:34 am
Posiadany PUG: 205 GR 1,9 (jak ktoś jeszcze ma 1,9 w 5 drzwiach niech da znać :D)
Numer Gadu-gadu: 1958447
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Florek2b »

Agnieszka pisze:Zdjęcia dodane więc możecie już sobie pooglądać siebie (bo wrzuciłam tylko takie, na których jesteście Wy no i kilka, na których są samochody).
Jutro (tzn. dzisiaj) dorzucę pewnie jeszcze ze 2-3 sztuki z końcówki.
Wujek Google zmniejszył sobie wagę każdego ze zdjęć, więc mimo tego, że rozdzielczość jest oryginalna to jakość od oryginału odbiega. Weźcie na to poprawkę.
Agnieszka tylko 31 twoich zdjęć nadawało się do publikacji? :/ i kończą się na kayakoy? Czy to tylko mnie google tak perfidnie oszukuje? :D
Awatar użytkownika
Agnieszka
Uzalezniony
Posty: 998
Rejestracja: 31 mar pn, 2008 9:51 pm
Posiadany PUG: 205 Forever
Lokalizacja: Marki (koło Warszawy)
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Agnieszka »

Hmm... jeden dzień mnie nie było, a tu takie rzeczy :? :shock:
Zaraz zobaczę co tam się zadziało, bo moich zdjęć było więcej niż 31.
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Dzień 6, 5 maja, wtorek. Wycieczka pieszo-promowa. ok 25-30km

Obrazek
Ze snu wyrywa mnie stukanie do drzwi. Czuję się jakby był wciąż środek nocy. Otwieram oczy, patrzę na zegarek. Szósta. To jednak już nie noc. Słońce przebija się przez częściowo zasłonięte kotary rozświetlając pokój na żółto. Idę do drzwi, otwieram. Fenkju-Szyba.

- Młynu, za chwile podniosą kolczatki na ulicy. Muszę odstawić samochód na parking. Wiesz gdzie to jest?

No tak. Do tej części Sultanahmet można wjechać tylko między 23 a 6:30. Opuszczane są wtedy kolczatki i bariery. Nikt nie strzela do samochodów. Można wjechać, dowieźć towar, umyć ulice, wywieźć śmieci. Poza tymi godzinami ruch jest zupełnie odcięty. Jeszcze pół godziny i honda utknie tu na dobre.

- No znam ten parking, który wyszukała przed wyjazdem Ula. Nie mam natomiast pojęcia gdzie oni zostawili samochody. Sam widziałeś jak się z nimi rozmawiało wczoraj pod sklepem. Pojadę z tobą tylko musimy wcześniej obudzić Gada.

Pukam więc do pokoju obok. Raz cicho, drugi raz mocniej. W końcu odpowiada Ania. Można wchodzić. Na górnym łóżku po lewej budzi się Gad. Chyba próbuje się podnieść. Trzęsie się cały i zgina w pół. Przez chwile boję się że coś mu się dzieje. Na szczęście nie toczy piany z ust. Czuję ulgę. Przeciera oczy. W końcu udaje mu się usiąść. Nie za bardzo umie wytłumaczyć gdzie są samochody. Na szczęście Helter jest w lepszym stanie. Oferuje że pojedzie z Fenkju zamiast mnie i doprowadzi go do parkingu. Wyjeżdżają. Wracam więc do pokoju i wczołguję się na nowo pod kołdrę. Miękka poducha, świeża pościel, Ula śpiąca obok. Zdarzenia dnia poprzedniego wydają się tak odległe że aż nierealne. Zepsute auto, stres, łzy wylane nad rozłąką. Wszystko to zostało gdzieś daleko, w jakimś innym, złym świecie który nas już nie dosięgnie. Podczas więc gdy Fenkju z Helterem jeżdżą po mieście w poszukiwaniu bankomatu by móc zapłacić wejściówkę na parking ja nadrabiam stracone godziny snu.

Gdy budzimy się ponownie jest już prawie dziewiąta. Można iść na śniadanie. Stołówka jest na ostatnim piętrze. Oferuje miejscowe specjały i wspaniały widok na Bosfor i morze Marmara.

Obrazek

Po chwili zbiera się więcej osób i ustawiają się tyłem

Obrazek

Nalewam sobie herbaty. Słodzę zwyczajowe dwie łyżeczki. Próbuję.
-Rany boskie, ależ to jest mocne - myślę sobie po tym jak napój wykrzywia mi twarz i skręca żołądek.
-No, no, add water - mówi pani z kuchni.
Wylewam połowę zawartości filiżanki do zlewu a brak uzupełniam wodą. Dalej mocne. Po rozcieńczeniu 1/10 daje się to pić. Całkiem smaczne.

Fenkju chyba też napił się esencji ale jest zbyt niewyspany żeby zrozumieć czemu mu tak źle:

Obrazek

Kukuncio wie więc się cieszy. Helter w tle zastanawia się czy nabrać sobie makaronu z jogurtem i skąd w ogóle pomysł na takie zestawienie.

Do gara z herbatą podchodzi jakiś obcy chłop. Ula wykrzykuje
-Janusz!

Chłop nie reaguje. Podejrzewam że dlatego że jest turkiem ma niewielkie szanse żeby się tak nazywać lub reagować na taką ksywkę. Ula krzyczy więc drugi raz
-Janusz, rozcieńcz to wodą!
Zwracam Uli uwagę że Janusz siedzi przy stoliku obok.
-ojejku!
- Jak mogłaś mnie pomylić z kimś takim? - Janusz jest wyraźnie rozbawiony gdy ten człowiek odwraca się w naszą stronę - przecież on nawet trochę do mnie nie jest podobny.

Obrazek

To ten z tyłu, w rogu, wychylający kubek z herbatą. Twardy jest. Nie widziałem żeby ją rozcieńczał.

Po śniadaniu trzeba zebrać od wszystkich pieniądze za hostel. Zajmuje się tym Ula. Gad przelicza banknoty za pomocą węchu

Obrazek

-Brakuje tych od Józka.

Józek jest wyraźnie niezadowolony. Nie zgłosił na czas że jedzie sam więc musi zapłacić za osobę towarzyszącą, której nie zabrał.

Na dachu hostelu jest taras. Byłem przekonany że mam z tego miejsca kilka zdjęć. Niestety znalazłem tylko jedno

Obrazek

W tle widać Hagie Sofie

Schodzimy na dół. Stoimy na schodach czekając na kogoś kogo jeszcze nie ma. Dzikson występuje w koszulce z napisem "Mr.Perfect"
-Dzikson, zaklinasz tą koszulką rzeczywistość? - pytam przekornie
-ha ha - odpowiada sarkastycznie
-Sam sobie ją kupiłeś? - pyta Ula
-A tu was zaskoczę! Dostałem od koleżanki! - mówi tryumfalnie
-No to nieźle sobie z Ciebie zakpiła - wtrąca ktoś inny i wszyscy parskają śmiechem.

Dzikson wyjątkowo dobrze znosi docinki więc idziemy w stronę placu z meczetami w dobrych humorach. Po jakiś stu metrach, za rogiem, mamy taki oto widok:

Obrazek

Po drugiej stronie placu jest Haga Sofia, której niestety nie zrobiłem nawet w tym miejscu zdjęcia. Nie wiem co się ze mną tam stało. Popełniam zaniedbanie za zaniedbaniem. Jako że oba meczety są do siebie bardzo podobne to wkleję drugie zdjęcie tego pierwszego

Obrazek

Haga Sofia oficjalnie nie jest już meczetem. Za czasów Ataturka została przekształcona w muzeum. Nie trzeba więc w niej ściągać butów. Odkrywane są też przez archeologów malowidła postaci ludzkich namalowane tam jeszcze w czasach bizantyjskich gdy budynek ten był chrześcijańskim kościołem. Do wejścia kolejka na pół placu. Wahamy się czy się w niej ustawiać czy nie. Zdania są podzielone chociaż generalnie większość chce wchodzić. Podchodzi do nas dość elegancko ubrany turek. Oferuje wejście bez kolejki za niewielką opłatą. Wszyscy podejrzewają że jest oszustem. Ula go legitymuje. O dziwo ma legitymację. Nawet zdjęcie się zgadza. Część osób dalej ma go jednak za uzurpatora.
- Zapłacimy dopiero jak wejdziemy - pada propozycja z tłumu
- OK.

O dziwo udaje mu się nas wprowadzić. Nikt go nie zatrzymuje i nie pałuje. Nas też nie. Idziemy na wycieczkę z przewodnikiem. Tutaj wrota:

Obrazek

a my zerkamy ciekawsko w górę

Obrazek

Patrzymy na tą kopułę:

Obrazek

Ula narzeka że ma ze mną mało zdjęć. Prosi więc osoby postronne aby zrobiły jej fotkę chociaż z moimi plecami

Obrazek

W pewnym momencie przewodnik prowadzi nas pod wielki żyrandol, który wisi nisko nad ziemią
- W dawnych czasach nie było żarówek a do świeczek trzeba było jakoś dosięgnąć by je zapalić - tłumaczy genezę tej sytuacji.
- Widzicie ten wyryty na ziemi krzyżyk? - pyta wskazując ma marmurową płytę pod żyrandolem
- Ano - ktoś odpowiada elokwentnie
- Stańcie tutaj w koło i nachylcie się. Ma ktoś telefon z aparatem?
- Marecki ma

Marecki rzeczywiście ma i nawet na niego patrzy. Jako że nie słuchał o czym rozmawialiśmy to jest wyraźnie zdziwiony że przewodnik mu go zabiera. Pewni myśli sobie że jednak mieliśmy rację na początku i wszystko to jest jeden wielki szwindel.

Przewodnik kładzie telefon dokładnie na krzyżyku i robi nam zdjęcie. Widać nasze twarze a po środku wspaniały widok na żyrandol.

- No, tym zarobił sobie na swoją gaże - mówi Ania oglądając z zadowoleniem zrobione zdjęcie.

Wychodzimy na górne piętro. Co ciekawe nie ma tam schodów tylko zawinięte w ślimak pochylnie. Szerokie i brukowane. Zastanawiamy się nawet czy dałoby się tamtędy wjechać maluchem. Patrzę z balkoniku. Widok mam taki

Obrazek

A tu widok z okienka na zewnątrz

Obrazek

W pewnym momencie Ula zostaje otoczona przez japonki które robią jej milion zdjęć:

Obrazek

Zupełnie nie wiadomo dlaczego. Ula myśli że to Kukuncio im się tak spodobał. Może przypomina im jakąś postać z bajki anime, o cubasie ozorze albo bandzie drombo. Japończycy są dziwni.

Na dole mijamy jeszcze marmurowe wazony. Ponoć służyły kiedyś jako lodówki. Trzymały chłód i pozwalały utrzymać w orzeźwiającej temperaturze ówczesne lemoniady. Przy wyjściu jest dziura w ścianie do której ustawia się pokaźna kolejka. Każdy chce spróbować czy uda mu się obrócić rękę o 360 stopni nie wyciągając z dziurki kciuka.

Tutaj Martyna:

Obrazek

Patrzy na Janusza i robi podejrzaną minę. Oj chyba pomyślała coś zbereźnego.

Asia się bardzo cieszy bo w tej dziurce teraz chyba coś jest i ją łaskocze.

Obrazek

Ja przegapiam tą atrakcję żeby zrobić powyższe dwa zdjęcia. Moje marzenie się więc pewnie nie spełni. Mój migacz nigdy nie będzie już dobrze jeździł.

Wychodzimy. Ustalamy że będziemy dalej chodzić razem po mieście. Nie mija jednak nawet kilka minut a kolejne podgrupy odchodzą w swoją stronę. My zostajemy z Natalią, Bananowcami, Fenkju, Helterem i Agnieszką. Wizytujemy kantor

Obrazek

i park z różą w nazwie w którym pan koszący trawniki zapędził się na tulipany:

Obrazek

a tutaj zderzenie kulturowe. Na pierwszym planie rodzina świecka, w tle podobna tylko muzułmańska

Obrazek

Tutaj idziemy sobie dalej. Chłop, który skosił tulipany chyba dostał za to w nerkę bo trzyma się za plecy:

Obrazek

W tym parku Kukuncio dość obficie się posrał. Trzeba było zrobić postój na doprowadzenie go do porządku. Zdjęcia z tego bulwersującego wydarzenia posiada ktoś inny. Ja mam tylko takie z bramą:

Obrazek

i kryjącym się za nią ( i kilkoma dalszymi przecznicami ) portem:

Obrazek

W myśl zasady iż nie można zaliczyć sobie zwiedzenia jakiegoś miasta bez skorzystania z komunikacji miejskiej wykupiliśmy za 5zł żeton na miejski prom. Udaliśmy się postawić po raz pierwszy w życiu stopę na kontynencie azjatyckim

Obrazek

Prom obfitował w ludzi śpiących lub smutnych.

Obrazek

W tym kontekście Fenkju wydaje się zlewać z otoczeniem. Nad czym się zamyślił nie wiadomo. Podejrzewam że nad kruchością ludzkiego życia i tylko złudnym jego sensem.

Kadikoy. Pierwsze kroki i przetoczenia się kółek po azjatyckiej stronie Stambułu

Obrazek

Tutaj stoisko z nie mam pojęcia czym.

Obrazek

Jeśli dodam że to coś pyrczało i dymiło to i tak niewiele chyba pomoże w odgadnięciu co to było i po co. W ogóle po tamtej stronie mnóstwo było straganów, obwoźnej sprzedaży, sklepów przeróżnych i mniej lub bardziej klimatycznych knajpek

Obrazek

W jednej z nich usiedlśmy

Obrazek

i ja zjadłem takie coś

Obrazek

Co ciekawe, Bananowcy chociaż niczego wtedy nie zamówili, zostali przez właściciela uraczeni darmową turecką kawą. W Polsce można o czymś takim tylko pomarzyć. Pomyśleć że jeszcze nie tak dawno uchodziliśmy z gościnny kraj... Kukuncio tymczasem nie umiał się zachować i darł japę. Trzeba było go więc usunąć od stołu i pogrozić oddaniem turkowi

Obrazek

Teraz już na szybko gdyż czasu mam już niewiele. Prom do Besiktasu

Obrazek

Po lewej widok na Sultanahmet. Złoty róg.

Obrazek

Po prawej dzielnica biznesowa

Obrazek

Kierujemy się w kierunku placu Taksim. Fenkju wypatrzył stojącego w korku malucha:

Obrazek

GPS pokazuje dwa kilometry do celu. Nie pokazuje niestety nachylenia terenu. Idziemy więc tam chyba ze 2 godziny. Po drodze Bananowiec kupuje chyba najsłodszą ice tea na świecie a ja przyglądam się starej chaupie na rogu i kupuję sobie coca colę.

Obrazek

Zmęczenie daję się we znaki i coraz trudniej jest się nam wspinać na wzgórze na które jeszcze muszę wytaszczyć wózek:

Obrazek

W końcu, mijając jeszcze ambasadę Libii, docieramy do placu Taksim. Na trawniku całują się i obmacują nastolatki, na ławce starszy pan glancuje mokasyny, po placu jeździ tramwaj z orkiestrą. My nie robimy niczego z tych rzeczy. Nigdzie nie widać zamieszek, które znamy z telewizji. Dla pewności jednak lepiej wytężyć wzrok. Co trzy oczy to nie dwa.

Obrazek

Ula chce zrobić sobie zdjęcie z rozpostartą turecką flagą. Niestety wiatr nie chce wykonać swojej części pracy a na domiar złego przyplątuje się do nas jakiś pijany turek który myśli że sam jest większą atrakcją:

Obrazek

Kierujemy się powoli w stronę głównego deptaka dzielnicy Beyoglu. Wpadam na pomysł żeby może spróbować pieczonych kasztanów. Zostaję tam oszukany na 7zł ale Ula z Natalią się cieszą.

Obrazek

Sprzedawca wyciąga cennik na którym widnieje cena 10 lirów. Już po zapłaceniu widzę że ma w szufladzie 2 inne , prawie identyczne cenniki z różnymi cenami. Widać wyglądam na niesamowitego naiwniaka bo dostałem ten najdroższy...

- yyyy smakuje jak ziemniaki z cukrem

Obrazek

Po zjedzeniu dwóch, trzech już jest mi niedobrze. Nie ma nigdzie kosza do którego możnaby to wyrzucić więc zachwalam produkt i przekonuję całą resztę żeby też spróbowali. Idziemy sobie dalej wzdłuż Istiklal Caddesi.

Obrazek

Jak na muzułmańskie warunki jest to istna dzielnica rozpusty. McDonaldy, Burger Kingi, Erotic Story i nawet kościół katolicki można tam znaleźć. Podejrzewam że jakby dobrze poszukać to i wieprzowinę można by tam zakupić. My dokańczamy tylko naszą torebkę z kasztanami. O dziwo wszyscy mają się dobrze i pozują pod wieżą Galata

Obrazek

Tutaj wspomniany już wcześniej turecki sposób na ulice jednokierunkowe. Takie na prawdę jednokierunkowe a nie tylko oznaczone znakiem który wszyscy ignorują

Obrazek


Wracamy przez most Galata. Dziwny, dwupoziomowy. U góry zwykła droga i chodnik a na dole ciąg barów i restauracji.

Obrazek

Górny poziom upodobali sobie, oprócz kierowców, również rybacy. Łowią sobie a zdobycze chlupoczą w wiaderkach wystawionych na chodniku.

Obrazek

i my z Beyoglu w tle:

Obrazek

Zachód słońca za miastem

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W drodze powrotnej przeszliśmy jeszcze przez dzielnicę w której ktoś mył dywany karcherem a na ulicach mnóstwo było ciemnoskórych handlarzy podejrzanym towarem. Było tam dość mroczno i czułem się niepewnie. Do tego znowu było strasznie stromo pod górę. Tak się zmęczyłem że nic już z tego dnia nie zapamiętałem.
Ostatnio zmieniony 04 cze czw, 2015 10:00 am przez Fox, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
andi_kamachi
Junior
Posty: 471
Rejestracja: 28 kwie czw, 2011 1:58 pm
Posiadany PUG: 205 1,4 Roland Garros, 205 1,8DT
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Warszawa (praca i mieszkanie), Trzcianka k. Wilgi (stąd pochodzę)
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: andi_kamachi »

Ha! Martwisz się, że nie uwieczniłeś na zdjęciu "Hagia Sophia"- niepotrzebnie ;)
To zdjęcie z dachu hostelu... W tle jest Hagia Sophia, a nie Błękitny Meczet!, tak, że teeego.. :)
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Dzień 7, 6 maja, środa. Trasa przemarszu jest mocno niedokładna, ilość kilometrów zaniżona i ogólnie proszę się nią nie sugerować za bardzo:)

Obrazek

Mój stan psychiczny zaczął nosić znamiona nadchodzącej depresji. Jeszcze dzień wcześniej radość z dotarcia do Istambułu przesłaniała wszelakie problemy. Zarówno te małe jak i te większego kalibru. Za nic miałem sobie samo opadającą deskę w toalecie, którą trzeba było ją przytrzymywać kolanem. Nie widziałem żadnej niedogodności w tym że śmierdziały mi sandały (Ula widziała) . Płacz Kukuncia po uderzeniu potylicą o podłogę przy próbie wstania na nogi zbywałem śmiechem a to że silnik nam wybuchł 2tys km od domu nosiło zadatki ciekawej anegdoty do opowiadania przy piwie czy na łożu śmierci. Dnia siódmego wszystko szło jakoś nie tak. Wstaliśmy za późno. Na śniadanie dotarliśmy chyba jako ostatni. Gdyby nie fakt iż wszyscy zostali tam dłużej, celem zaplanowania na kuchennym komputerze wyjazdu z miasta dnia kolejnego, zostalibyśmy pewnie zostawieni na pastwę losu na cały dzień.
Nadrabiając więc zaległości zjedliśmy szybko śniadanie i chuchając Gadowi do ucha papryką z oliwkami (i tym razem nie odważyliśmy się zjeść makaronu z jogutem) przypatrywaliśmy się przygotowaniom logistycznym na opuszczenie miasta.
- Trzeba wyjechać najpóźniej o 6. Później podnoszą zapory i utkniemy tu na kolejną dobę
- Możemy spotkać się na tym Shellu - ktoś wskazał na ekranie stację 120km na wschód od Stambułu - tutaj już na pewno nie będzie korka
- Ja nie mam gps'a. Jak tam mam dojechać jak się pogubimy? - Raf nie wyglądał na zadowolonego.
- Ej no bez przesady. Po drodze są dwa skrzyżowania. Jedziesz bulwarem, tutaj skręcasz w lewo i za chwile w prawo na most. Dalej już jest autostrada. Trafisz na pewno.

Nie pamiętam dalszej części dialogu ale jako że Rafał nadal odczuwał przerażenie to stanęło jednak na idei wspólnego, na ile to będzie możliwe, przejazdu przez miasto.

Zeszliśmy na dół gdzie Marecki zastanawiał się czy zna jakąś włoską aktorkę na kilka liter, Natalia spożywała owoc a Fenkju Szyba robił to co lubi najbardziej. Siedział na krawężniku i było mu smutno.
Ula się cieszy bo załatwiła nam na rano wyjazdowe zestawy śniadaniowe na dzień kolejny a do tego od jej gładkich nóg biła łuna.

Obrazek

Pierwszym przystankiem miały być podziemne Cysterny. Jako że mój smutek rozwijał się w najlepsze , Ula dała dziecko Morfeuszowi a ja wlokłem się z tyłu i szurałem butami. Tutaj Morfeusz pozuje z dziećmi do zdjęcia na które miał zamiar podrywać kobiety, którym już głośno tyka zegar biologiczny:

Obrazek

Jakby ktoś się zastanawiał co to za drugie dziecko które myśli sobie teraz "Salak" czyli "idiot" po turecku to nie wiem. Jakaś przybłęda. Wracając jednak do motywu zegara biologicznego to jako że żadna z naszych dziewcząt nie wydawała wtedy jeszcze dźwięków tik-tak a reszta miała chusty, mówiła po turecku i pewnie bił je już w domu jakiś turek to zdjęcie nie zostało wykorzystane. Morfeusz musiał zacząć myśleć o innych sposobach na podryw a my poszliśmy dalej.
Chociaż wejście do cystern znajdowało się na tym samym placu to z jakiegoś powodu zrobiliśmy tam jeszcze kilka kółek sprawiając wrażenie zagubionych. Morfeusz wykorzystał tą wycieczkę do zakupu znaczków a ja do zrobienia fotki fontanny:

Obrazek

Był tam jeszcze pomnik w okularach, któremu myślałem że zrobiłem zdjęcie ale chyba jednak mi się nie udało.

Doszliśmy na miejsce. Chociaż na filmie z Jamesem Bondem "From Russia with love" te lochy znajdowały się po rosyjską ambasadą to na miejscu okazało się że w rzeczywistości wcale tak nie jest. No chyba że Rosjanie mają kwaterę w tej niepozornej budzie, która służy za wejście.
Do drzwi ustawiła się całkiem spora kolejka. Część osób komentowała cenę 10TL za wejście jako wygórowaną, inni urządzili sobie prześmiewki z Dziksona na temat, który umknął już mej pamięci a ja rozglądałem się dookoła bo lubię patrzeć na miasto. W końcu zakupiliśmy bilety i Morfeusz pomógł mi znieść wózek z Kukunciem po wszystkich 52 schodach prowadzących na dół. Sam Kukuncio zamiast podziwiać scenerię to jak zwykle, gdy tylko wózek się kołysze, poszedł spać.
Na dole był niewielki bar:

Obrazek

oraz dużo kolumn wstawionych do wody:

Obrazek

pomiędzy którymi można było spacerować po pomostach oświetlonych latarniami:

Obrazek

Jak widać na zdjęciu powyżej - im ktoś się szybciej poruszał tym bardziej znikał. Zniknęły też ryby, którym chciałem zrobić zdjęcie. Zdjęcia więc nie ma. Zastanawialiśmy się z Natalią jak te stworzenia w ogóle tam żyją zupełnie pozbawione światła słonecznego. Wyglądały całkiem normalnie. Zupełnie nie jak te z rowu mariańskiego, zaopatrzone w diodę na czułce, rozświetlające głębiny. Już po powrocie przeczytałem że właśnie dzięki tym rybkom te lochy zostały na nowo odkryte po kilku stuleciach zapomnienia. Pewien badacz zauważył że mieszkańcy miasta czerpią wodę z dziur w ziemi, podobnych do studni, w których jednak pływało coś z płetwami. W studniach raczej nie pływają takie istoty więc coś było na rzeczy. Na jakimś podwórku znalazł klapę skrywającą schody, zszedł i obwieścił sukces. Piękna historia.
Wracając jeszcze na chwilę do kolumn to warto zauważyć że nie są one wszystkie takie same. Pochodziły oryginalnie z odzysku, wyszabrowane z innych burzonych akurat budowli. Jedna z nich posiada cokół z głową meduzy. U kogoś ważnego podobno budziła ona taki lęk że kazał umieścić ją na samym końcu hali , do góry nogami, tak aby zalana wodą była niewidoczna. Teraz w tym miejscu jest zapora i po schodkach można zejść poniżej poziomu wody:

Obrazek

Wychodząc z powrotem na górę, obok sklepu z turystycznymi klamotami i magnesami w zawyżonych cenach, z powrotem wystawiliśmy się na skwar tureckiego słońca. Ruszyliśmy w stronę wielkiego krytego bazaru. Po drodze zaobserwowaliśmy umiłowanie turków - równie duże jak każdego właściciela starego Peugeot'a - do trytytek:

Obrazek

Na zdjęciu powyżej jest wiązka kabli biegnąca nad ulicą. Przy okazji zauważyliśmy że w Stambule bilety komunikacji miejskiej kupuje się aby wejść na przystanek a nie do tramwaju czy autobusu. Przystanki są otoczone płotem a wejścia strzeże pracownik miejski. Niestety nie zostało to uwiecznione na zdjęciu.

Dotarliśmy na bazar. Jako że każdy chciał kupić sobie coś innego albo chociaż wejść przez inne z trzech otworów w murze do środka to podzieliliśmy się na podgrupy, umówiliśmy w tym samym miejscu za 2h, ktoś przywiózł z prawej pomarańcze a Agnieszka zrobiła zdjęcie z lewej:

Obrazek

W środku było to, co każdy na pewno widział już na tysiącu zdjęć z Istambułu. Labirynt kramów, schodki, chodniki i wszystko to z czym kojarzy się Turcja. Głównie podróbki. Oprócz tego dywany, lampy, skórzane kurtki, chusty, mydełka...

Tutaj ja toczę Kukuncia pod prąd:

Obrazek

Z lewej pół Heltera, z prawej pół Bananowca.
Tutaj z kolei Ula myśli sobie ile rzeczy moglibyśmy stamtąd przywieźć gdybyśmy mieli auto. Najlepiej takie z plandeką:

Obrazek

Kukuncio wygląda praktycznie tak samo jak na poprzednim zdjęciu. Pewnie dlatego że że jego myśli zaprząta już kupsko o którym on już wie że zaraz będzie w gaciach a my jeszcze nie.
Dowiadujemy się dopiero w departamencie biżuteryjnym. Podczas gdy Agnieszka wybiera sobie jakieś świecidełko:

Obrazek

a Ula odwraca uwagę tego samego sprzedawcy, z drugiej strony straganu wybierając kolczyki

Obrazek

do mnie dociera fetor odchodów. Natężenie smrodu nie pozostawia wątpliwości - źródło jest blisko. Zabraliśmy się więc za przebieranie Kukuncia na schodach koło muzułmańskiego sprzedawcy wody mineralnej a wszyscy inni rozpierzchli się w popłochu byle dalej.

- Cześć, cześć, zobaczymy się później, przypomnieliśmy sobie że zostawiliśmy w domu włączone żelazko

Zrobiło mi się smutno. Kupiliśmy za 1TL wodę od starszego brodacza żeby i jemu smutno nie było. Przez to że obesrane dziecko leżało mu przez jakiś czas przy ladzie ludzie raczej wstrzymywali się od zakupów. Zatykali nosy i przyspieszali kroku.
Dziecko to jakby nie patrzeć kula u nogi na takim wyjeździe. Przed wyjazdem planowałem pobuszować swoim zwyczajem po targu starych książek. Nawet na niego nie dotarłem. Ula poszła wybierać biżuterię a ja siadłem na jakimś porzuconym krześle i myślałem sobie o ile łatwiej i ciekawiej jest jeździć na wakacje bez kogoś kim trzeba się zajmować. Zazdrościłem wszystkim dookoła. Siedziałem przed sklepem z dywanami w którym nikt niczego nie kupował i odechciało mi się nawet szukać podkoszulków. Jak pokazała przyszłość był to błąd. Morfeusz stargował cenę wyjściową tak że zamiast jednego podkoszulka dostał za tyle samo trzy. Na dodatek ładne. Każdy sobie kupił coś ładnego i tylko ja wyszedłem bez niczego, tocząc wózek i nie próbując nawet odpędzać czarnych myśli.
Na zewnątrz , o umówionej porze, już prawie wszyscy na nas czekali. Brakowało Florka, który jednak spóźnił się tylko kilka minut i Fenkju-Szyby, który nie wiedział gdzie mamy się spotkać. Chodził tam i z powrotem pomiędzy McDonaldem a placem z kolumnami i trzeba było do niego kilka razy zadzwonić żeby się opamiętał. Poszliśmy na obiad.

Dzień wcześniej Gady zachwalały, nie szczędząc komplementów i oblizując palce, lokal gastronomiczny na Biçki Yurdu. Świetny właściciel, świetne jedzenie, pokaz robienia tureckiej pizzy, same wspaniałości. Skusiliśmy się. Jako że z wózkiem ciężko się idzie w tłumie a Gad kluczył niemiłosiernie po wąskich uliczkach nie pamiętając lokalizacji to gdy w końcu dotarliśmy na miejsce to wszyscy już siedzieli. Dla nas nie było miejsca. Gospodarz co prawda chciał dostawić nam dodatkowy stolik ale jako że zachodził on na wyjście z sąsiedniej bramy, z której wystawały jakieś brudne rury to powiedział tylko:

- To nie jest miejsce dla dziecka

i wyprosił jakiś Niemców ze stolika po drugiej stronie baru i tam nas usadził. Zostaliśmy więc oddzieleni od reszty ( :( ) i mogliśmy z zazdrością spoglądać jak reszta dobrze się bawi przy selfie:

Obrazek

Niektóre twarze są oświetlone. Pewnie te szczęśliwe. Inne zaciemnione. Pewnie dlatego że siedzą w cieniu. Tak jak np ja:

Obrazek

Z tyłu demonstracja zasady nieoznaczoności Heisenberga. Ta sama osoba schodzi do piwnicy i idzie po ulicy w lewo.

Ula próbuje jeszcze czuć się częścią grupy:

Obrazek

ale nie licząc Ani wszyscy zmieszani odwracają wzrok i zajmują się jedzeniem.

Agnieszka ma o czym myśleć. Właściciel lokalu nie chce od niej pieniędzy za posiłek a na talerzu wypisał sosem miłosne wyznanie:

Obrazek

Tutaj wylicza korzyści jakie niesie za sobą ożenek z nim i życie w Turcji. Agnieszka nie daje się jednak przekonać. Nic dziwnego. Dookoła pełno smutku. Przy stoliku naprzeciwko siedzi porzucone dziecko a chłop idący ulicą wiąże sobie już pętle ze sznura:

Obrazek

Z imprezy więc nici. Fajnie mieć kogoś znajomego w obcym kraju ale na ożenek chyba jeszcze za wcześnie. Trzeba odesłać prezenty weselne:

Obrazek

Podczas gdy z tyłu toczy się scenka opisana wcześniej, na pierwszym planie brat agnieszkowego apsztyfikanta bierze Kukuncia na ręcę i hipkają

Obrazek

Ula mówi że w Turcji nie byłoby jej tak źle. Turcy bardzo lubią dzieci a do tego mają fajne brody. Na szczęście mnie nie rzuca pomimo iż jestem przeciwieństwem tego opisu. Idziemy jeszcze na chwile na bazar, do którego wejście jest przez naszą restauracje. Jedne drzwi do kibla, drugie na targowisko. Abstrakcja jak w jakiejś Alicji w krainie czarów. Zostawiam Ulę przy straganie z ciuchami a sam idę do pobliskiej księgarni z literaturą angielskojęzyczną. Oglądam powieści Pamuka. Niestety są dwa razy droższe niż u nas (ok 20 euro). Kupuję sobie tylko, na pocieszenie, Małego Księcia po turecku ( "Kucuk Prens" ). Kiedyś się nauczę tego języka i to przeczytam - obiecuję sobie i daję książkę Kukunciowi. Prezent nie spotyka się ze specjalnym uznaniem.

Obrazek

Po drodze idziemy zwiedzić niebieski meczet:

Obrazek

Oczywiście trafiamy na godziny modłów i nas nie wpuszczają. Dobrze że chociaż kartki i znaczki tam można zakupić. Mają też kran i umywalkę do mycia stóp z którego jednak nie korzystamy.
Wracając do hostelu spotykamy Józka, Rafiego i Vroobla siedzących na krawężniku pod sklepem z dywanami.

Obrazek

Chwilę potem Vroobel z Józkiem namawiają Paulinę aby wyłudziła od przechodzącego turka jakieś fajki
-Jeśli komuś ma się to udać to tobie. Jakby co to weź dwie!

Czy się udało? Nie wiem. Ula odebrała ciuchy zostawione dzień wcześniej w pralni na przeciwko i poszliśmy do pokoju bo byliśmy zmęczeni. Ula poszła na taras na dachu wypić kilka Efes'ow a ja zapadłem w sen kamienny. Gdy się budzę jest już ciemno. Ula wraca i oznajmia że wszyscy poszli na wycieczkę statkiem po Bosforze utargowaną do 1/3 ceny. To chyba standard w stambulskich negocjacjach.
-Bananowiec pytał czy też chcemy iść - mówi - powiedziałam mu żeby Ciebie zapytał. Był tu?
- Nie:(

Na koniec dnia zebraliśmy się jeszcze na nocny spacer po mieście. Ula bardzo chciał zjeść coś w jakimś otomańskim barze w którym się siedzi na dywanach czy pufach. Niestety wszystkie były obsadzone albo za drogie. Zrobiliśmy więc rundkę wokoło Hagii Sofii gdzie były bary sziszowe do których nie było jak wejść z dzieckiem, gdzie jakaś para młoda wychodziła z limuzyny do hotelu i w końcu wylądowaliśmy w jakimś innym barze gdzie właściciel chciał nam oddać całą knajpę za dziecko. Dziwni Ci turcy. Pochopne decyzje chcą co rusz podejmować. Dziwni Ci Polacy. Nie korzystają:)
Siedząc tam wokoło wesołych turystów i jedząc turecki specjały obserwowałem idących ulicą syryjskich uchodźców z kartkami na których wypisali prośby o pomoc. Pomyślałem sobie że nasze problemy to na prawdę jest nic wobec tego co oni przeżywają. W stambule podobno jest pół miliona ludzi którzy skądś uciekają, którzy gdzieś próbują się przedostać w swojej życiowej tułaczce. Wychodząc a knajpy pomyślałem że jak ich jeszcze dogonimy to dam im te kilka euro które mi zostały w kieszeni. Niestety nigdzie ich już nie było. Ojciec z dzieckiem bez środków do życia, w obcym kraju, już zniknął gdzieś w bocznej uliczce tego ogromnego miasta.

Szukamy spożywczaka bo mam ochotę na cole. Nie ma żadnego. W końcu zawracamy w stronę hosteli . Po drodze pomyślałem że też coś utarguję jak inni. Jest sklep z bębenkami. Taki nawet ładny kosztuje 25 euro.
-15 euro? - pytam
- No
- 18?
- No, fixed prices - mówi pokazując napis nad regałem
- :( co za dzień...

Wracamy i robimy przedostatnią fotkę tego dnia:

Obrazek

Skończyły się pieluchy. Ula wysłała mnie do sklepu. Wracam. Na korytarzu kłótnia. Nie wiem jak to się zaczęło, kto to wywołał ale awantura była na całego. Florek, Janusz i Dzikson wiedli pierwsze skrzypce. Natalia stała w progu, przysłuchiwała się i uśmiechała. Kto się spóźnia, na kogo trzeba wciąć czekać, kto robi oborę, kto kogo nie szanuje. Gdy krzyki trochę przycichały zastanawialiśmy się coby im jeszcze powiedzieć żeby zaczęli się kłócić na nowo:) Padły propozycje zorganizowania następnego tripu w formule złombolu gdzie każdy dojeżdża sam do ustalonych punktów i nikt na nikogo się nie ogląda. Ustalono że dnia kolejnego obowiązkowo wszyscy mają być na czas i że koniec z ciągłym na kogoś czekaniem. Nikt nikogo nie pobił.

Wychodzę jeszcze na dach i robię ostatnią fotkę:

Obrazek

Fajny ten Istambuł. Chciałbym tam jeszcze kiedyś wrócić.
MaciekD
Junior
Posty: 123
Rejestracja: 30 cze pn, 2014 11:16 pm
Posiadany PUG: 205 GTI 'Le Mans'
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Łódź / Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: MaciekD »

Wow relacja nie umarła. Dziś z 35 stopniami za oknem czuję się jakbym tam był :)

Wysłane z mojego C5303 przy użyciu Tapatalka
Awatar użytkownika
cejot
Forum Admin
Posty: 3560
Rejestracja: 23 kwie pn, 2007 1:37 am
Posiadany PUG: 205 Automatic, 205 El Charro, 205 ...
Lokalizacja: Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: cejot »

Jest ciąg dalszy relacji! Super! :D
Jedź na biegu, żyj na luzie... :)

-----
205 '91 Automatic | 205 '92 El Charro | 205 '94 La Moisissure
Awatar użytkownika
Agnieszka
Uzalezniony
Posty: 998
Rejestracja: 31 mar pn, 2008 9:51 pm
Posiadany PUG: 205 Forever
Lokalizacja: Marki (koło Warszawy)
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Agnieszka »

Fox, zdecydowanie fajnie, że wróciłeś do pisania :)
Mam nadzieję, że nastrój masz już lepszy niż był w Istambule (?)
Czekam niecierpliwie na kolejne odcinki :)
Awatar użytkownika
DJPreZes
Moderator
Posty: 4593
Rejestracja: 01 sie ndz, 2004 6:40 pm
Posiadany PUG: Roland Garros/307
Numer Gadu-gadu: 2516096
Lokalizacja: Gdynia

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: DJPreZes »

Wreszcie odcinek!
Peugeot 205 Roland Garros Cabrio
Obrazek
adamwet1
Nowicjusz
Posty: 87
Rejestracja: 30 maja pt, 2014 4:04 pm
Posiadany PUG: 205 Indiana
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: adamwet1 »

Coraz bardziej żałuję, że mnie tam nie było!
Super relacja!
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Fajnie że wam się podoba. Z nastrojem różnie bywa. Gorzej z wolnym czasem. Jedno auto bez silnika, drugie trzeba przygotować na wakacje a do tego Kukuncio też jest dość zajmujący. Ostatnio już zwątpiłem że kiedykolwiek uda mi sie to skończyć. Przeglądałem jednak zdjęcia i doszedłem do wniosku że te z Pamukkale mam tak ładne że żal byłoby ich nie opublikować. Muszę więc opisać przynajmniej dwa kolejne dni:) W tym tygodniu postaram się opisać jeden, w przyszłym drugi. Potem jadę na wakacje więc reszta pewnie dopiero w sierpniu. O ile w pamięci mi się jeszcze cokolwiek zachowa.
MaciekD
Junior
Posty: 123
Rejestracja: 30 cze pn, 2014 11:16 pm
Posiadany PUG: 205 GTI 'Le Mans'
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Łódź / Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: MaciekD »

Panie, 17 dni na tripa miałeś, teraz drugie wakacje, to co Ty tu o depresji wypisujesz?:)
siadaj i pisz!
O-)
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Dzień 8, 7 maja, czwartek. Istanbul -> Aizanoi -> Ulubey. ~550km

Obrazek

Pobudka o 5:20. Za oknem jeszcze mrok. Całe szczęście że większość bagaży spakowaliśmy już poprzedniego wieczoru. Teraz pozostało tylko wziąć prysznic, zapakować Kukuncia do skorupy i z bagażami na plecach wyjść przed hostel. Wszyscy już są gotowi. Wieczorna awantura przyniosła oczekiwany efekt i nikt się nie spóźnił. Odebraliśmy zestawy śniadaniowe z recepcji. Oliwki, trochę białego sera, plaster jakiegoś salcesonu i lekko czerstwawe pieczywo. Wszystko zapakowane w plastikowe przezroczyste pudełko. Rewelacji nie ma ale i tak jesteśmy wdzięczni że o tak wczesnej porze komuś chciało się to przygotować. Wystarczy żeby zabić pierwszy atak głodu a potem już coś się na pewno wymyśli.
Część rzeczy pakujemy do samochodów które stały pod hostelem. Resztę trzeba będzie nieść na parking oddalony o jakiś kilometr. Kiosk Morfeusza ma jednak ograniczoną ładowność a cabrio Bananowca nawet puste siedzi na odbojach.

-Sorry, więcej nie wejdzie - dyktuje Morfeusz obserwując chowające się powoli w błotnikach koła.

Schodzimy w dół wąskimi uliczkami. Za plecami słychać szybko zbliżający się łoskot opon sunących po bruku.

-juuuuaaaaa! - słyszymy jakiś niekontrolowany wybuch czyjejś radości.

Mija nas kiosk Morfeusza a wraz z nim znajomy aromat oleju. Na drzwiach siedzi Janusz, Nogi dyndają mu w powietrzu.

- Kurde a mówił że już nic mu się więcej tam nie zmieści!

Znikają za zakrętem. My skręcamy na jakieś wąskie schody między kamienicami. Jeszcze tunel pod torami i jesteśmy na bulwarze Kennediego. Jest 5:50. Sześć minut do wschodu słońca. Powinno wzejść gdzieś za naszymi plecami, za wzgórzami na których stoi milion anten, wież, nadajników czy cokolwiek to jest co oni w takiej ilości tam powstawiali. O sterty kamieni rozbijają się niewielkie fale. Prawie nie ma wiatru. Nad nami bezchmurne niebo. To będzie kolejny upalny dzień.
Organizujemy przepakowanie bagaży. Te Natalii przenosimy do Agnieszki. Dziewczyny jadą dalej razem. Jak Telma i Luisa. Oby tylko z lepszym zakończeniem. W Turcji dwie niezależne kobiety podróżujące samotnie przez kraj to chyba rzadkość. My nasze klamoty kompresujemy u Fenkju-Szyby w Hondzie. Wyszło na to że przyjdzie nam spędzić razem resztę wyjazdu. Czarne przepowiednie które dla żartów snuliśmy przed wyjazdem powoli się sprawdzają. Moje auto miało się zepsuć, Natalia miała dokończyć tripa z kimś innym a ja miałem zostać w wiosce cyganów. Mają w Turcji cyganów? Oby nie...

- Morfeusz, jak się u Ciebie otwiera bagażnik? Muszę Ci wrzucić na pakę kukunciowy wózek i krzesła od Szyby. Nie mieszczą się u nas.
- Nie otwiera się.
- To jak mam to włożyć?
- Wejdź do środka, zobaczysz zielony sznurek. Pociągnij tak żeby nie urwać aż usłyszysz klik.
- Piękny patent. Nie mogłeś sobie kupić przed wyjazdem nowego zamka? Na allegro są za 20zł
- Fox a myślisz że co ja zrobiłem?

Bananowiec dostaje w prezencie na resztę wyjazdu moje radio CB i antenę. Wreszcie będzie przez resztę słyszalny. Rafał też miał chrapkę na to radio ale się spóźnił. Z resztą już jedzie z moją anteną z poprzedniego roku. Nie może mieć za dobrze. Płacimy za parking. Fenkju chociaż parkował o jedną noc krócej niż reszta musi i tak zapłacić tyle samo. Jak się Turek uprze że wie lepiej to go nie przegadasz. Wyjeżdżamy

Obrazek

Miasto jest zupełnie puste o tej porze. Nie ma problemu nawet z zatrzymaniem się całą kolumną samochodów na jednym pasie żeby poczekać na tych, których odcięły poprzednie światła. Po kwadransie docieramy na most:

Obrazek

Przed wyjazdem wyobrażałem sobie że będzie to wzruszająca chwila. Tyle samochodów i tyle ludzi połączonych szalonym pomysłem przejazdu do Azji. Dotarliśmy tam i jedziemy dalej. Mieliśmy jechać naszym gti, przez otwarty szyberdach podziwiać most i krzyczeć "Azjo, jedziemy!" czując na ciele dreszcz emocji. Zamiast tego siedzę na siedzeniu pasażera w Hondzie i wdycham dziwny zapach choinki zapachowej. Ula z tyłu, skompresowana z walizkami i Kukunciem ma chyba jeszcze gorzej. Nie wiem czy to przez tą naszą awarię silnika ale wydaje mi się że jesteśmy już tak daleko że powinniśmy raczej wracać a nie zapędzać się jeszcze dalej. Po drugiej stronie mostu przestaje działać assistance, czają się islamiści, nie wiadomo czy to rozsądne się tam zapuszczać...
Tymczasem po drugiej stronie zaskoczenie. Świat wygląda jakoś tak podobnie. Na bramkach dostajemy zielone światło. HGS działa. U Józka chyba z tym gorzej. Bramka zaświeca mu się na żółto. Jako że nikt nie wie co to znaczy to się tym specjalnie nie przejmujemy i jedziemy beztrosko dalej. Zwłaszcza że to nie nasz problem. Jak go za to aresztują albo ostrzelają to dla nas będzie to tylko kolejna wesoła anegdota zdobyta na cudzy koszt. Tak ten świat chyba działa.
Przed wyjazdem czytałem jakiś turecki felieton w którym autor narzekał na niekontrolowaną rozbudowę Istambułu. 'Gecekondular' (czyt. Gedżekondular)- ichniejsze blokowiska miały rozlewać się po okalających miasto wzgórzach i szpecić chaotyczną zabudową ogromne przestrzenie. Sam nie wiedziałem czego się spodziewać. Czegoś gorszego niż nasz krakowski Ruczaj czy Raszyn na wlocie do Warszawy? Na pewno nie czegoś takiego:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tak wygląda chaos po turecku. Zamiast paskudnych ekranów - zabudowa oddalona od ulicy. Przy samej szosie ładnie wypielęgnowana roślinność. W każdej dzielnicy las żurawi i rusztowań, wszędzie się coś buduje. Biurowce, apartamentowce, meczety. Tak przez kilkadziesiąt kilometrów.
Za Istambułem zatrzymujemy się na tankowanie na największej stacji jaką kiedykolwiek widziałem. 5 czy 6 rzędów podwójnych dystrybutorów. W każdym rzędzie z 5 czy 6 stanowisk. Ogrom. Niestety na tym wyjeździe byłem z różnych powodów wyjątkowo przytrzymany. I to miejsce nie doczekało się więc sfotografowania. Udało się za to spożyć zestaw śniadaniowy. Wyjeżdżamy ze stacji na początku peletonu. Kilkadziesiąt kilometrów dalej Morfeusz melduje problemy z samochodem. Zniknął prąd na przekaźniku pompy paliwa. Większym zdziwieniem niż ta awaria był fakt że zauważyliśmy Morfeusza na poboczu przed nami. Zjeżdżamy.

-Czy on nie był przypadkiem za nami? - zastanawiamy się.

Fenkju ratuje Melosa wątpliwej jakości drutem, który wyciąga z bagażnika. Patrząc jak to coś wygląda mam poważne wątpliwości czy dałoby się tym kablem doprowadzić prąd do żaróweczki 4,5V a co dopiero do pompy. O dziwo po podpięciu na krótko przekaźnik zaskakuje i można jechać dalej. Cała operacja trwa około 15min a mimo to nikt znajomy nas nie mija.

- Gdzie są wszyscy?
- No z przodu - Morfeusz nie rozumie pytania - dobrze że trzymacie tyły bo bym tu został.
- Fenkju zauważyłeś kiedy oni nas wyprzedzili?
- Widziałem Vroobla i chyba Florka. Reszta myślałem że jest za nami. Chyba się nie wyspałem.
- Ej Melos, skąd tu tyle oleju pod maską? Czemu nie masz bagnetu? - pytam widząc ogromną plamę oleju na masce zaraz nad niezatkaną niczym dziurą.
- Jak wkładam bagnet to wywala mi olej przez odme
- A no chyba że tak to spoko.

Kawałek dalej dochodzimy do reszty. Stoją na poboczu. Obok śmigają ciężarówki. To chyba nie jest do końca bezpieczne. I tak można zauważyć postęp w stosunku do przejazdu przez Grecję. Wtedy na autostradzie pojawiały się pomysły zwolnienia do 30 żeby czekać na resztę. Pisk opon za nami jakoś nikomu nic nie dawał do myślenia. Ruszamy dalej. Autostrada wiedzie znowu nad samym morzem. Widzimy ogromną ilość statków. Nigdy tyle na raz nie widziałem. W końcu Gad zarządza skręt na najbliższym zjeździe. Wjeżdżamy na prowincje. Zaskoczeniem jest na pewno jakość drogi. Wciąż jest rewelacyjna. Samochody za to już zupełnie inne. Białe nowe sedany, których pełno było na autostradzie, powoli ustępują miejsca starym renówkom 12TX (czyli tym co w Rumunii jest starą dacią) czy Tofasom. W rowie leży ciężarówka z urwanym kołem. Pakuły, które wiozła, porozrzucane są na trawniku dookoła. Już nie jadą dalej. Komuś się przysnęło. Trzeba być czujnym.
Słońce już wysoko. Przeróżne osoby zgłaszają potrzebę zrobienia jakiś zakupów. Zjeżdżamy więc do centrum handlowego. Morfeusz gasi silnik. Tyle co udało mu się wyjść z samochodu a wywaliło korek na zbiorniczku wyrównawczym. Wszędzie kłęby pary. Zewsząd zbiegają się gapie. Nawet jacyś biznesmeni w garniturach podchodzą zaciekawieni. Co druga osoba komentuje coś po turecku

Obrazek

Stacja niestety nie ma w ofercie płynu chłodniczego. Przed wejściem piętrzą się tylko poustawiane w stosy zbiorniki z jakimś mocznikiem. Trzeba dolewać kranówki.

Dzikson paraduje w grubych ciuchach

Obrazek

- Nie jest Ci w tym za gorąco?
- Jechałeś kiedyś z Helterem? Ustawił klimę na 9 stopni. Jakbym miał sweter to pewnie też bym założył.
- Helter, co u Ciebie tak zimno w tym aucie? Dzikson zgłasza dyskomfort. Podobno stopniowo ustają mu funkcje życiowe jak z tobą jedzie
- Trochę przesadza. Fakt że klimę mam zero-jedynkową. Po włączeniu produkuje cały czas 9 stopni ale zanim to dotrze do wnętrza przez te wszystkie przewody to na pewno jest już dużo cieplej. Dla mnie jest w sam raz.

Centrum handlowe nie posiada niestety żadnego sklepu spożywczego. To chyba jakiś outlet odzieżowy. W środku zupełnie pusto. Sprzedawczynie z sąsiednich sklepów plotkują przed witryną, sprzątaczka jeździ z mopem. Chyba tak z nudów bo nikt tam nie chodzi. Żadna z nich nie nosi chusty.
Niuch niuch.

- Kukuncio się posrał. Trzeba go przebrać.

Korzystamy z łazienki. Ładna, czysta i nowoczesna. Wychodzimy na zewnątrz. Olga zbiera się do przeskoczenia przez 4 pasy asfaltu i barierę na środku szosy celem znalezienia pożywienia po drugiej stronie. Niestety tam też raczej niczego nie znajdzie.
Zauważamy że Fenkju wraca z McDonalna. Najedzony i zadowolony. Właściwie to wystarczy żeby nie siedział na krawężniku i już wygląda weselej. Kiosk Morfeusza znowu na chodzie. Można jechać dalej:

Obrazek

Klimat szybko się zmienia. Roślinność jest coraz niższa. Zieleń w krajobrazie powoli przestaje być soczysta i nabiera nutki szarości. Pewnie dlatego Turcy postanowili rozweselic widok kolorowymi reklamami.

Obrazek

W jednej z większych miejscowości z turecką flagą na wjeździe:

Obrazek

robimy postój w markecie. Trochę jedzenia na wieczór, zapas piwa i słoiczków dla Kukuncia. Piwo w Turcji jest drogie. 5.50TL w Tesco. Jedzenie dla dzieci i pieluchy na szczęście nie. Kukuncio się cieszy i macha rekami. "Kongo!". Jedziemy na Aizanoi. Słońce już prawie w zenicie. Samochody praktycznie w ogóle nie rzucają cienia:

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżamy przez jeden z niewielu chyba już odcinków jednopasmowych na tej krajowej drodze. Pomimo iż ruch na niej jest znikomy to Turcy i tak ją poszerzają. Zupełnie inaczej niż u nas. Oprócz dróg widzimy też nowe linie kolejowe. To jednak jest bogaty kraj. Na dodatek pomimo upału wciąż mają tam śnieg:

Obrazek

Zupełnie się tego nie czuje ale ta droga na zdjęciu powyżej i sama wioska Aizanoi położone są 1004m. n.p.m. Podobno czasem nawet przez pół roku leży tam do pół metra śniegu. Sama wioska pełna jest starożytnych ruin. Gdzie by nie spojrzeć to z ziemi wystaje jakiś obrobiony kamień:

Obrazek

My kierujemy się ku świątyni Zeusa (125r p.n.e) do której niestety trzeba już wykupić bilet:

Obrazek

Część osób odmawia więc wejścia. Ktoś inny udaje że nie widzi ogrodzenia ani budki strażnika i rozglądając się dookoła i gwiżdżąc próbuje przemknąć się niezauważony. Zastanawiamy się przez chwilę czy strażnik spuści psa czy od razy przeładuje strzelbę. Kończy się na upomnieniu a Ci którzy weszli dostali rozkładany, pstrokaty prospekt i robią sobie taką fotkę:

Obrazek

Dookoła kręcą się jacyś młodociani w chałatach. Pewnie wagarują z jakiejś szkoły religijnej. Dobrze robią. W podziemiach znajduje się jakieś podziemne sanktuarium bogini płodności. Kukuncio być może zawdzięcza swoje istnienie tej właśnie osobistości. Zostaje więc złożony na ołtarzu

Obrazek

Ula się telepie bo w lochu panuje przenikliwy ziąb. Jakby powiesić tam mięso na haku to spokojnie przetrwałoby kilka miesięcy. Vroobel szuka odrobiny ciepła lub oświecenia w spływającej szerokim strumieniem jasności:

Obrazek

Jeszcze ostatni rzut oka na wystawione eksponaty

Obrazek

I zostawiamy tylko Gada z Agnieszką na pogaduchy na nieznany temat.

Obrazek

Można się tylko domyślać że Gad mówi że ołtarz przypomina mu wózek na kółkach a Agnieszka że nawet nie patrząc do tyłu potrafi zgadnąć że za nią jest kamień.

Wychodzimy. Jak widać Gad już też się wydostał z podziemi. Los Agnieszki na tą chwilę był nieznany.

Obrazek

Na dole ustawiona meduza podobna do tej z Istambulskich podziemi:

Obrazek

No i jesteśmy znowu za siatką. Janusz pod czujnym okiem Martyny reperuje sterowanie szybą. Florek przytrzymuje drzwi żeby nie odpadły jakby Janusz odkręcił zbyt wiele śrubek

Obrazek

Natalia mówi Kukunciowi że skoro już jest w niej zakochany to mógłby zacząć jej robić jakieś ładne fotki:

Obrazek

A tutaj kot ustawia się za kołem i liczy że Agnieszka w niego wycofa. Patrząc na pionowy pasek przez środek futra już raz się tak stało. Pewnie żyje z wyłudzania odszkodowań

Obrazek

Takiej szerokiej opony już może nie przetrwać. Ruszamy więc do przodu i skręcając w lewo kierujemy się pod amfiteatr.

Obrazek

Spełnia się tam koszmar Józka i Rafał ustawia samochody do zdjęcia. Fenkju parkuje Hondę w cieniu bo klimatyzacja już ledwo dyszy. Ja udaję się na rekonesans do środka. Poza boginią na cokole nie ma tam jednak niczego ciekawego

Obrazek

Wyjeżdżamy. Nie zwiedzamy więc ani Hammamu zdobionego pięknymi mozaikami ani budynku najstarszej na świecie giełdy. Częściowo dlatego że jest już późno, częściowo dlatego że nie wiemy o ich istnieniu. Przejeżdżamy za to przez jeden z dwóch starożytnych mostów na który nikt nie zwraca uwagi. Sama wioska jest raczej zapyziała a do tego ma wysokie progi zwalniające. Morfeusz zahacza o jeden z nich wydechem. Na pozór nic się nie dzieje. Na rogatkach stoi policja ale nas nie zatrzymuje. Rozpędzamy się bo jest pod górkę a potem z górki. Morfeusz znowu staje. Asia przerażona. Kolejna awaria. Coś znowu odpadło

Obrazek

- Nie ma co rąk załamywać. Pakuj w papier i jedziemy dalej

Obrazek

Rzut oka na krajobraz, który powoli zaczyna przypominać pustynię

Obrazek

Zbliża się godzina 14. Najgorszy czas dla Fenkju-Szyby który jest trochę jak nietoperz i nie znosi słońca. Powoli zaczynają mu się kleić oczy. Próbuję do niego mówić ale nie mogę za dużo bo potem Ula mi wypomina że z nią rozmawiam mniej. Na wyjściu z jednego z zakrętów jedziemy na czołówkę z czerwoną renówką. Fenkju ma zamknięte oczy. To może być powód. Na szczęście w ostatniej chwili się budzi i energicznym ruchem kierownicy unika zabicia nas wszystkich

- Zmieniamy się - mówi stanowczo.

Okazja ku temu nadarza się dość szybko. Kilka kilometrów dalej słyszymy na CB

- Policja nas haltuje

Obrazek

Nie zmieniamy się jednak żeby nie pomyśleli że Fenkju jest pijany i nie chce być widziany za kierownicą. Zamiast tego drzemiemy nasłuchując komunikatów.

- Podobno zmierzyli jak Olga cisnęła 103kmh na ograniczeniu do 99.
- 99? Serio?
- Tak mówią

To jakiś absurd. Trochę czasu mija ale w końcu ruszamy. Pytamy co się stało i czy ktoś coś zapłacił

- Na szczęście nie. Poprosiłam o pokazanie zdjęcia i powiedzieli żeby jechać ostrożnie dalej.

brum brum brum. Tak właśnie robimy

Obrazek

Chwile dalej zasypia za kółkiem Morfeusz. Mam wyjątkową okazję przejechać się jego samochodem za kierownicą po tureckiej ziemi. W miejscowości Usak Gad melduje na radiu że jakiś chłop z przerośniętymi kończynami, odziany w prezerwatywę, przechadza się chodnikiem. Wyciągam szybko aparat i cykam tą fotkę:

Obrazek

i jeszcze taką aby pokazać drogę przez miasto

Obrazek

Chwilę potem gps płata Gadowi figla i wpędza nas wszystkich na ślepą drogę przy kuble na śmieci

Obrazek

gdzie kręcimy się w kółko i nikt nie wie gdzie ma jechać

Obrazek

Obrazek

powrót na drogę główną

Obrazek

która to doprowadza nas w końcu na metę tego etapu podróży. Kanion Ulubey:

Obrazek

Dziwny trochę ten kanion. Spodziewaliśmy się jakiś gór, skał i w ogóle czegokolwiek co by zwiastowało zbliżanie się do niego. Tymczasem tutaj sytuacja jest odwrotna. Pośrodku równiny jest dziura. Podczas gdy ja próbuję dogadać się po niemiecku z właścicielem obejścia aby pozwolił nam rozbić namioty przy restauracji cała reszta odpoczywa na trawniku. Miła starsza pani przynosi Kukunciowi modlitewny dywanik.

Obrazek

Końcowy układ jest taki że możemy rozbić się za darmo ale zachęcani jesteśmy do kupna obiadu w miejscowym lokalu. I tak byśmy to zrobili więc domawiamy jeszcze jeden domek aby mieć dostęp do toalety i prysznica. Zamawiamy jedzenie i piwo

Obrazek

Początkowo chciano nam sprzedać mięso wyciągnięte z dziury w chodniku:

Obrazek

ale któraś z dziewczyn na szczęście je obejrzała, pokręciła nosem i pani obiecała że zakupią coś tegorocznego. Spowodowało to dwugodzinne opóźnienie które każdy wykorzystał na swój sposób. Morfeusz wyruszył na dno wąwozu:

Obrazek

Obrazek

Gdzie urwał przewód paliwowy tym samym doznając czwartej tego dnia awarii. Kukuncio wylał resztki Efesu:

Obrazek

A Olga zaprezentowała taniec na latarni, którego z ubolewaniem stwierdzam że nie sfotografowałem:(

Jedzenie okazało się całkiem smaczne. Była co prawda niewielka niespodzianka przy płaceniu

- Fox, od Ciebie potrzebuję 18TL za jedzenie - Paulina przyszła zbierać daninę
- Moje danie kosztowało 16
- Jeszcze wszyscy się zrzucamy na sałatkę
- ???
- No wy nie dostaliście ale na innych stołach była. Nam smakowała.
- A no chyba że tak to spoko - nie pozostało mi nic innego jak dorzucić dodatkową monetę na stos.

Zrobiło się w końcu ciemno i udaliśmy się na spoczynek. Florek obwieścił nam że grupa zdecydowała żebyśmy my, jako że mamy Kukuncia, zamieszkali w wynajętym domku. Podziękowaliśmy ucieszeni chociaż radość nasza okazała się przedwczesna i zdecydowanie na wyrost. W domku nie było czystej pościeli gdyż poprzedni okupanci dopiero co wyjechali zostawiając wszystko rozbebeszone. Urwali też umywalkę więc trzeba było ją podeprzeć stołkiem. Aż do północy w domku panował rejwach bo wciąż ktoś przychodził w celach poprawy swojej higieny osobistej. Od jednych drzwi do drugich cały czas ustawiała się kolejka

Obrazek

Jakby tego było mało ktoś przyniósł nam samochodową lodówkę która nawet obłożona z każdej strony poduszkami huczała niemiłosiernie. W końcu zamknęliśmy drzwi i okna, strąciłem z łóżka karalucha rozdeptując go sandałem i zawinąłem się w śpiwór.

Wszyscy poszli spać. Fenkju w najgłębszy bo łyknął jakieś pigułki.

Obrazek

Po godzinie odkryłem że mam w śpiworze kolejnego robaka. Po tym jak go wytrząsnąłem na zewnątrz i zadudnił o podłogę wnioskuję że było to jakieś bydle. Dobrze że było ciemno i go nie widziałem bo chyba bym nie zasnął.
Ostatnio zmieniony 09 lip czw, 2015 9:19 am przez Fox, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
sekator
Maniak
Posty: 1269
Rejestracja: 28 paź pt, 2005 1:04 pm
Posiadany PUG: RADON Jelous, 1,9gti, Cupra Ateca, KIA Sorento'15 .. dosłownie "było" 1,3rallye :-(
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: sekator »

super :-)
http://www.mplenergy.pl/ - akumulatory przemysłowe VRLA: AGM, żelowe oraz źródła energii odnawialnej
Awatar użytkownika
pawel
Maniak
Posty: 1120
Rejestracja: 06 lis czw, 2003 11:16 pm
Posiadany PUG: 1.9 GTI
Lokalizacja: Włocławek

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: pawel »

_O_ czytałem jednym tchem
P205
ODPOWIEDZ