92' Indiana
: 27 sty pn, 2020 3:20 am
Ja wcale się spodziewałem, że do szczęścia potrzebna jest mi kolejna 205-tka. Ale jakoś tak się złożyło, że przywlokłem całkiem obiecująca Indianę.
W sumie to racjonalizowanie sobie ograniczeń w zakupach wychodzi mi doskonale. Właściwie to działa przez 99% czasu. Ten jeden procent to pojawienie się w ogłoszeniach samochodu, który naglę bardzo chcę mieć. Tak było z Indianą. W zimne, sobotnie południe wpadłem do domu ogrzać się przy herbacie, przed ruszeniem na zakupy i do apteki. Jakoś tak z nudów włączyłem ogłoszenia (no dobra - włączam je every-fuckin-day) i na samej górze listy, zamajaczyła mi na miniaturce sylwetka jakiejś zakurzonej 205-tki.
KLIK!
To Indiana. Czysta, prosta. Z eleganckim, kompletnym wnętrzem i małym przebiegiem. Wiedziałem, że trzeba działać cholernie szybko, żeby ją kupić. Wykręcam numer - nikt nie odbiera. Piszę sms - cisza. Dla pewności wysyłam jeszcze wiadomość prywatną na portalu ogłoszeniowym.
"Jak ma być moja, to będzie" - myślę sobie w duchu, dopijam resztkę herbaty, ubieram się i jadę na zaplanowane zakupy.
Pół godziny później wchodzę do apteki. W drodze do okienka zatrzymuje mnie przychodzące połączenie. Na wyświetlaczu numer z niemieckim prefiksem. Odbieram. To Tobias, który oddzwania w odpowiedzi na mojego SMS-a. Rozmowa jest konkretna. Kwadrans później wycofuje ogłoszenie, wysyła mi dane do przelewu i adres odbioru auta.
Często słyszę pytania typu "gdzie ty je znajdujesz?", "Skąd ty je bierzesz". Jakbyście nie wiedzieli - to tak się kupuje najlepsze sztuki. Szybko, zdecydowanie. Po oględzinach paru, parunastu zdjęć. Na chybił-trafił. Trochę loteria, ale tym bardziej ta zabawa jest ekscytująca. Tak kupiłem Automata, który niebawem będzie Dimmą, tak kupiłem XRD, którym Slavko objechał dwa tripy i Europ Raida. Mojego XS-a podobnie, a wcześniej m.in. LeMansa.
Tutaj parę zdjęć ze wspomnianego ogłoszenia: W tygodniu szybki przelew i ogarnięcie lawety. Ustalamy listę bonusów, które właściciel dorzuci mi do auta. Dokładki przód/tył GTI. Drugi komplet kół, owiewka szyberdachu, halogeny Siem. W czwartek maszyna wyrusza z Freiburga do Krakowa. Na wschód, w pogoni za lepszym życiem. Paradoksalnie. Spóźnienie laweciarza przynosi mi farta. Tobias znajduje w pudłach z częściami oryginalną zaślepkę kierownicy. Jedna rzecz mniej do wyszukania i zakupienia. Oczekiwanie na Indianę umila mi list z Niemiec. Nareszcie nadchodzi sobota. To najlepszy dzień na rozładunek. Nie trzeba iść do pracy, można cały dzień cieszyć się z efektów powikłań swojej choroby...
Indiana przyjeżdża coś podejrzanie czystsza, niż wynikałoby to ze zdjęć. Okazuje się, że laweciarz zrobił mi niespodziankę i umył ją na myjce. Tak mu się spodobała.
Uczony doświadczeniem, nie zamawiam transportu do domu, ale od razu wiozę pacjentkę na serwis. Dlatego pierwsze zdjęcie robię pod serwisem, który od poniedziałku zajmie się przygotowaniem Indiany do bezpiecznej jazdy i pierwszego przeglądu w Polsce. Pierwszy etap misji za mną. Zarejestrowana 28.01.1992 Indiana z przebiegiem 125.211 melduje się na krakowskiej ziemi. Więcej zdjęć z pierwszej inspekcji i szczegółowy raport niebawem.
W sumie to racjonalizowanie sobie ograniczeń w zakupach wychodzi mi doskonale. Właściwie to działa przez 99% czasu. Ten jeden procent to pojawienie się w ogłoszeniach samochodu, który naglę bardzo chcę mieć. Tak było z Indianą. W zimne, sobotnie południe wpadłem do domu ogrzać się przy herbacie, przed ruszeniem na zakupy i do apteki. Jakoś tak z nudów włączyłem ogłoszenia (no dobra - włączam je every-fuckin-day) i na samej górze listy, zamajaczyła mi na miniaturce sylwetka jakiejś zakurzonej 205-tki.
KLIK!
To Indiana. Czysta, prosta. Z eleganckim, kompletnym wnętrzem i małym przebiegiem. Wiedziałem, że trzeba działać cholernie szybko, żeby ją kupić. Wykręcam numer - nikt nie odbiera. Piszę sms - cisza. Dla pewności wysyłam jeszcze wiadomość prywatną na portalu ogłoszeniowym.
"Jak ma być moja, to będzie" - myślę sobie w duchu, dopijam resztkę herbaty, ubieram się i jadę na zaplanowane zakupy.
Pół godziny później wchodzę do apteki. W drodze do okienka zatrzymuje mnie przychodzące połączenie. Na wyświetlaczu numer z niemieckim prefiksem. Odbieram. To Tobias, który oddzwania w odpowiedzi na mojego SMS-a. Rozmowa jest konkretna. Kwadrans później wycofuje ogłoszenie, wysyła mi dane do przelewu i adres odbioru auta.
Często słyszę pytania typu "gdzie ty je znajdujesz?", "Skąd ty je bierzesz". Jakbyście nie wiedzieli - to tak się kupuje najlepsze sztuki. Szybko, zdecydowanie. Po oględzinach paru, parunastu zdjęć. Na chybił-trafił. Trochę loteria, ale tym bardziej ta zabawa jest ekscytująca. Tak kupiłem Automata, który niebawem będzie Dimmą, tak kupiłem XRD, którym Slavko objechał dwa tripy i Europ Raida. Mojego XS-a podobnie, a wcześniej m.in. LeMansa.
Tutaj parę zdjęć ze wspomnianego ogłoszenia: W tygodniu szybki przelew i ogarnięcie lawety. Ustalamy listę bonusów, które właściciel dorzuci mi do auta. Dokładki przód/tył GTI. Drugi komplet kół, owiewka szyberdachu, halogeny Siem. W czwartek maszyna wyrusza z Freiburga do Krakowa. Na wschód, w pogoni za lepszym życiem. Paradoksalnie. Spóźnienie laweciarza przynosi mi farta. Tobias znajduje w pudłach z częściami oryginalną zaślepkę kierownicy. Jedna rzecz mniej do wyszukania i zakupienia. Oczekiwanie na Indianę umila mi list z Niemiec. Nareszcie nadchodzi sobota. To najlepszy dzień na rozładunek. Nie trzeba iść do pracy, można cały dzień cieszyć się z efektów powikłań swojej choroby...
Indiana przyjeżdża coś podejrzanie czystsza, niż wynikałoby to ze zdjęć. Okazuje się, że laweciarz zrobił mi niespodziankę i umył ją na myjce. Tak mu się spodobała.
Uczony doświadczeniem, nie zamawiam transportu do domu, ale od razu wiozę pacjentkę na serwis. Dlatego pierwsze zdjęcie robię pod serwisem, który od poniedziałku zajmie się przygotowaniem Indiany do bezpiecznej jazdy i pierwszego przeglądu w Polsce. Pierwszy etap misji za mną. Zarejestrowana 28.01.1992 Indiana z przebiegiem 125.211 melduje się na krakowskiej ziemi. Więcej zdjęć z pierwszej inspekcji i szczegółowy raport niebawem.