pojechałem na wieś

rozebrałem starą belkę, z której miałem wziąć drążek, wszystko git, zabrałem sie za wyjmowanie drążka z aktualnie zamontowanej belki (lewy drążek) i dupa... owszem.. da się go nieludzimi wysiłkami ruszuć .. znaczy sie wbić i 1 mm i o tyle wyciągnąć, ale poza tym nic...
oczywiście z drugiej strony jest odkręcony, na wszelki wypadek amorek też zdjęty
skończyło sie tak, że cały dzień sie z tym użerałem, ... złamałem śrubkę, która robiła za ściągacz...
pytanie 1.
czy zdejmować to razem z wahaczem, odpinając hamulec.. czyli kupa roboty, ryzyko rozwalenia łożysk.. a potem na jakims pniaczku spokojnie wybic ten drążek i wymienić
czy..
pytanie 2.
moge to tak zostawić, nie dokręcając tej śrubki torx 40, która trzyma tą niesymetryczną podkładkę u wlotu... nie odpadnie mi wahacz w trasie??
może na wszelki wypadek skręcić wahacze dając śrubki na końcu stabilizatora?? zamiast tych plastikowych zaslepek.
prosze o jakieś sugestie... bo już naprawde nie wiem co zrobic... a musze wrócić do domu jakoś
