dzisiaj lecialem za miastem (w strone miasta) i wyjechal mi przed auto pug... niemieckie blachy... mysle... garros... troche sie rozczarowalem jak zaczal sie ostro zbierac, ale w koncu przy 170 go wyprzedzilem... i tu zdziwienie, bo listwy z gti... okazalo sie ze gentry... =] przy wyprzedzaniu usmiechalo sie mlode malzenstwo =] potem caly czas za mna jechali i jak mialem awaryjne hamowanie bo zagapilem sie na uniwerek i znalazlem sie w pol na pasie przeciwnym wjechali obok otworzyli szybe i stwierdzili ze autko sie super prezentuje i bla bla... no i kazali mi nie spac za kolkiem
spieszylem sie, jechalem na rocznice slubu tesciow, ale mniej wiecej caly czas w lusterku ich mialem... po kwiaty sie zatrzymalem, oni obok i mowia ze pierwszy raz tutaj sa i ze chcieliby wiedziec czy warto tu cos zobaczyc...... jako ze nie chcialem ich rozczarowac

skierowalem ich "na wschod"
ogolem moral z tej opowiastki taki: nie taki niemiec straszny jak go maluja =] to oczywiscie zart, mam cicha nadzieje ze odwiedza stronke bo przygladali sie nalepie =]