Gratuluję Helter! Przepiękny kawałek wyprawy. Przez cały trip wiedziałem że jeśli tam nie pojedziemy to będziemy żałować i że pozostanie niedosyt. Twoje zdjęcia to w pełni potwierdziły. Smutek jest tym większy że droga ta niedługo zostanie wyasfaltowała i możemy już nie mieć okazji jej przejechać w takiej offroad'owej formule.
Niestety liczne postoje na trasie i zmęczenie sprawiły że wybraliśmy łatwiejszy wariant niż SH20. Szkoda:( Inna sprawa że jadąc tam w 7 samochodów szanse że ktoś wydachuje w przepaść są 7 razy większe niż podczas samotnej podróży:)
To że 205 to taka mała terenówka potwierdziło się na wcześniejszych odcinkach górskich, gdzie radziliśmy sobie doskonale a gdzie dużo większa Skoda kapitulowała.
Jak już jesteśmy przy epilogach to ja za chwilkę wrzucę jeszcze parę zdjęć z naszej samotnej podróży.
Oto i nasza końcówka wyprawy:
Dzien 8,9,10,11 : Dubrovnik->Makarska->Trogir->Split->Mostar->Medjugorie->Sarajevo->Kraków : 1700km
Plan był taki, aby po skończeniu głównego tripu pozostać w Chorwacji dłużej i spokojnie odpocząć sobie po trudach podróży. Miało być leniuchowanie, plażowanie, trochę zwiedzania i tym podobne aktywności, które przed wyjazdem wydawały nam się bardzo atrakcyjne. Tymczasem, jak już wszyscy się spakowali, pożegnali i odjechali w dal to poczuliśmy straszny smutek. Nagle samotne wakacje wydały się jakieś dziwne. Przez te 7 wspólnych dni zżyliśmy się niesamowicie i od razu nam całej reszty zaczęło brakować.
Jak już nam się udało otrząsnąć ze straty reszty tripowiczów to wybraliśmy się do Dubrovnika, którego nie udało nam się zwiedzić dzień wcześniej. To co nas uderzyło już na samym początku to tłumy turystów. W Albanii ( poza Krują, która jest najbliżej cywilizowanego świata ) turystów było jak na lekarstwo. Tutaj tłok, wszyscy robią zdjęcia, znalezienie spokojnego zaułka graniczy z cudem. Mimo wszystko było całkiem ładnie:
i mają tam fontannę, która nie wiem czy nazwać urokliwą. Na pewno jest nietypowa:
Po dwóch godzinach ruszyliśmy w dalszą drogę w poszukiwaniu miejsca do zamieszkania na dwa kolejne dni. Na parkingu w Dubrovniku naliczono nam 20 złotych za 2h parkowania. Zatęskniliśmy za Albanią gdzie nikt jeszcze nie wymyślił stref parkowania a na strzeżonych parkingach ludzie proszą żeby im coś zapłacić za pilnowanie samochodu:)
Droga wzdłuż wybrzeża co kilka kilometrów była remontowana, były zwężenia, światła i częste postoje. Niektóre na szczęście w malowniczych miejscach:
Droga jednak dłużyła się niesamowicie. Po drodze mieliśmy jeszcze 10km przejazd przez terytorium Bośni. Zaraz po przekroczeniu granicy wszyscy zjeżdżają na stację benzynową, gdzie litr benzyny kosztuje 4,60zł. Ja chciałem być sprytniejszy i omijając pierwszą zatłoczoną stację zjechałem na drugą, bardziej pustą Profilaktycznie zapytałem czy można płacić kartą. Jasne że tak. Gość z obsługi pokazuje terminal, pokazuje na kartę, mówi "karta ok". Tankuję więc raźno, idę zapłacić i okazuje się że terminal nie działa...No niech by ich szlag! Gość rozkłada ręce i mówi że tylko gotówka. Bośnia nie dała się poznać z dobrej strony. Żeby nie jeździć po okolicy w poszukiwaniu bankomatu płacimy w końcu w euro przez co wychodzi nam to mniej korzystnie niż w Chorwacji...
Po 10km znów wjeżdżamy do Chorwacji. Na granicy drobiazgowa kontrola. Nie było nas w tym kraju 20min, ale i tak jesteśmy podejrzani o szmuglowanie alkoholu, papierosów i leków. Nie wiem co jest nie tak z tymi Chorwatami. Przetrząsnęli Uli wszystkie bagaże, powyciągali leki przeciwbólowe, jakieś witaminy czy magnez i wszystko im się wydawało podejrzane. W końcu udało się wytłumaczyć z Ibupromu i odjechaliśmy. Zaraz po nas przetrząsali vana jakimś Niemcom.
Na nocleg w końcu wybraliśmy Makarską, gdzie było ładne miasteczko ze starówką, plaża i góry w tle. Był też peugeot'owy akcent:
404 to nie mój ulubiony model, ale i tak radość ze znaleziska była ogromna:)
A tutaj sama Makarska:
Bardzo fajne miasteczko i można przy porcie zjeść smaczną rybę. Znaleźliśmy nocleg u jakiejś starej babuleńki. Na początku chciała od nas 30euro za pokój za noc. W końcu udało się utargować cenę na 50euro za dwie noce. Rozpakowaliśmy manele i poszliśmy plażować.
Na drugi dzień pogoda się popsuła. Zrobiliśmy więc objazdówkę po okolicy. Tutaj Trogir:
Split:
I znów Makarska i drugi w niej nocleg:
Pogoda dalej była średnia więc podjęliśmy decyzję o powrocie i obraniu kierunku na Sarajewo. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze Medjugorie, gdzie całe miasto to jeden duży ciąg straganów z religijna tandetą. Nazwy sklepów czy parkingów przyprawiły nam uśmiech na twarzach. Tutaj sklep miłość:
i taki inny:
Był też parking "hosanna", jednak my zaparkowaliśmy pod kontenerem na śmieci i poszliśmy zobaczyć sławną figurkę i miejsce rzekomych cudów i objawień:
gdzie tak jak można się było spodziewać zewsząd była słychać język polski. Dookoła znów same stragany z obrazkami,różańcami i ogólnie taką tandetą i stertami badziewia że aż warto to zobaczyć:) . Biorąc pod uwagę że Bośnia jest krajem muzułmańskim to miejsce jest jednak ewenementem chyba na skalę światową.
Następny przystanek : Mostar
Śliczne miasto. Na prawdę warto tam przystanąć. Mostar to jedno z większych miast Bośniackich, jednak jego stara część jest zupełnie na uboczu, na dodatek otoczona niezabudowanymi górami. Dzięki temu nowej zabudowy w ogóle nie widać i nic nie psuje widoku.
Ostatni nocleg na tripie mieliśmy w Sarajewie. Chodząc po śródmieściu za dnia byliśmy rozczarowani. Tam nie ma za wiele do oglądania, no może z wyjątkiem kiosku-jaja:
zegarka
sklepu z dużym oknem:
z którego komuś wypadł portfel:
i dziur po kulach przypominających o nie tak dawno skończonej wojnie:
Mieli tam jednak pomnik Gada:
Jednak jak tylko zapada wieczór
powoli zapełniają się knajpki i gra muzyka
Klimat zupełnie się zmienia i na koniec, gdy wracaliśmy już od Hostelu, doszliśmy do wniosku że fajnie byłoby wrócić jeszcze do tych zobaczonych tam miejsc:
Podsumowując- Sarejewo warto zobaczyć ale tylko pod warunkiem zostania tam na noc. Inaczej można się rozczarować.
Następnego dnia wyjechaliśmy z miasta chwilę po 8 rano. W domu byliśmy o 23 i to pomimo iż przez cały dzień zrobiliśmy tylko jedną przerwę - na kupno wina w węgierskim Lidlu i na tankowanie. Tak jak myślałem przed wyjazdem dzień był więc hardcore'owy. Wjeżdżając po raz 3 do Chorwacji znów musieliśmy otwierać bagażnik i pokazywać co wieziemy w torbach...coś jest nie tak z tymi Chorwatami na pewno:)
Koniec wyprawy. W Albanii ktoś rzucił pomysł żeby pojechać następnym razem do Mołdawii. Jakby to połączyć z Krymem mógłby z tego wyjść całkiem przyzwoity wyjazd. No cóż - teraz przed nami przynajmniej rok na rozmyślania i planowania i zobaczymy:)