ox - tak sobie pozwolę odkopać, bo znów naprawiłem moją maszynkę. To już w sumie 3. awaria, wszystkie równie poważne

- coś zaczęło klupać z przodu po lewej, nie szkodzi - z każdej innej strony też klupie, więc to zlałem. Robiło się coraz gorzej, jak (ambitnie

) postanowiłem po raz kolejny śmignąć malczikiem do roboty zaczęło mnie strasznie przesuwać na dziurach, wysadziłem ryjek za okno patrzę, a koło zostawia ślad sinusoidalny. Dojechałem pod firmę, patrzę - śruby w kole są 3 (wcześniej na pewno miałem 4), dokręciłem je i sprawa naprawiona

- przestał reagować na próby kręcenia rozrusznikiem. Centralnie - nic, nawet kontrolki nie przygasały, wlazłem do kanału, obczaiłem rozrusznik - spadł jakiś taki śmieszny konektorek, założyłem go spokojnie - usterka nr 2 - usunięta

- ostatnio zaczął mi gasnąć od czasu do czasu, w skrajnie chamskich sytuacjach - jadę sobie kozak lewym pasem, na budziku trzycyfrowa

i nagle prych prych prych - maler zwalnia. Se myślę - ki czort, ale wymyśliłem (samodzielnie!!!!), że pewnie paliwka czemuś nie dostaje. Na forum-maluchorum przeczytałem jak zdjąć bak (3 śruby

), pomknąłem do garażu pełen entuzjazmu, otwieram tylną klapę (znaczy maskę

), oczom mym ukazał się następujący widok: (tak wyglądał mój przewód paliwowy, bezpośrednio przed filtrem) Wziąłem nożyczki, ciachnąłem dziada i lata jak dziki (znaczy up to 110

)