
Mniej więcej raz na 10000km jeden cylinder przestaje palić - czuć to szczególnie, gdy chcę się rozpędzać na zbyt niskich obrotach, np. z dwójki od 10km/h, albo z trójki od 30km/h. Najbardziej to czuć przy wilgotnej pogodzie. Silnik wpada w charakterystyczne wibracje, samochód traci moc. Po wyczyszczeniu tych okolic, gdzie jest palec rozdzielacza (jak to się nazywa? kopułka zapłonu?) wszystko chodzi idealnie przez kolejne 10000km.
Ostatnimi czasy zaczęły się nowe problemy. Gdy auto jest zimne, mam wrażenie, że nie działa pompa paliwowa. Zapalam na benzynie (pali na dotyk, na gazie zresztą też, gdy jest cieplejszy) i po wypaleniu tego, co zostało w gaźniku z poprzedniej jazdy, samochód najzwyczajniej sobie gaśnie. Potem mogę go męczyć przez kilkadziesiąt sekund i chwilami jakby podłapuje, prawie zapala, ale wyraźnie brak mu benzyny. Na gazie też problem zapalić, bo zimny. Co ciekawe, po próbie na gazie, zazwyczaj zapala potem na tej benzynie. Przez minutę się krztusi, ledwo dyszy (wiadomo, mieszanka gazu i benzyny), a potem idealnie. O co mu chodzi?

Aktualnie właśnie jest ten moment, gdy trzebaby wyczyścić palec rozdzielacza i okolice, ale te problemy z zapalaniem na benzynie są wyraźnie inne. Brakuje benzyny dla całego silnika, bo gdy podłapuje, działa z idealną synchronizacją (nie popada w żadne wibracje spowodowane niepaleniem jednego z cylindrów).
Jakieś hipotezy? Pasowałoby idealnie do pompy paliwa, ale czemu dzieje się to tylko, gdy samochód jest zimny? (a i to nie zawsze)
Uprzedzając pytania: nigdy nie opróżniłem baku do zera, a od października mam prawie pełny bak, który systematycznie wypalam. Nie stosuję też żadnych dziwnych wyłączników pompy paliwa, gdy jeżdżę na gazie.
Z góry dzięki za pomoc
