Puga 205 1.9 diesla z 91, kupiłem w tamtym roku w maju i miał być to samochód zastępczy na czas naprawy uszkodzonego JEEP'a cheeroke 2.1 td. W miedzyczasie okazało się, zę naprawa Jeep'a staje się cokolwiek kosztowna (ok 10000 w sumie, siadło wszystko dosłownie) i zaczyna przekraczać wartość samochodu.
Zapadła decyzja o sprzedaży Jeep'a a pug sobie został i się powoli toczył dalej.
Dałem mu czas, bo po przykrych doświadczeniach z Jeep'em i użerania się po ,,cudownych mechanikach'' nie miałem wielkich nadziei, że pug długo pociągnie (zwłaszcza na auto było kupione za 2tys a Jeep był za jakieś 13tys).No a ten się toczył...
I tak przetoczył się całą zimę, do tego jedną z gorszych.
No nic, myślę, zimę jakoś przetrwał ale na pewno już połowa auta się rozsypała a drugiej wogóle nie było

Czas na przeglad okresowy, teraz się okaże... pojechałem, z sercem na ramieniu, jak to na przegląd.Podbili.Szok.
Z czego to robili (puga), myślę.
No nic, za ten okres przyzwyczaiłem sie do auta, nawet go polubiłem, bo niezawodny był właściwie cały czas i stało się...
zachorowałem na pugomanię.
Teraz o autku trochę, pug kupiony poprzez znajomego(dał info), nie był jakoś specjalnie traktowany przez poprzedniego właściciela i miał trochę patentów typu, zagnieciona śruba młotkiem od tylnego amortyzatora aby nie spadł.Nadmienię iż poprzedni właściciel kupił auto z komisu na Armii Krajowej gdzie dostało w ,,czapkę'' gałęzią, która spadła na niego podczas burzy i niestety dach wygląda jak księżycowy krajobraz

A tu już na speedline i z uchylnymi szybkami, które zawitały w międzyczasie.