
Po przywitaniu Gad jak i Druan powiedzieli ze nas zostawiaja, zebysmy czekali na reszte na parkingu i a oni ratowac Kojaka. Dobrze ze chociaz poczekalnia byla zapewniona, bo pewnie bysmy mieli za zle;)

Po dlugich perypetiach, szukaniu siebie i czynnych sklepow z wedlina w koncu dotarlismy na lono natury gdzie auto Druana wreszcie moglo sobie odsapnac:

Szybko ktos zapuscic disco-polo i mozna bylo w skupisku zrobic troche wiochy:

Ja oczywiscie znowu okazalem sie bezuzyteczny jesli chodzi o pomoc przy ogladaniu podmaskowej tragedii , ale za to moglem sobie zrobic zdjecie na tle plecow innych towarzyszy wyprawy:

Potem bylo juz tylko lepiej i w pitstopie pojawily sie pierwsze hostessy z parasolkami:

Z takim spadochronem to i polatac mozna bylo

Czesciowo zreanimowany pug Druana. Gdyby nie to ze Luby mial akurat w bagazniku zapas wody na przekraczanie sahary to chyba musielibysmy napelniac chlodnice cola, ice tea oraz dopychac kielbasa

Tutaj akcja "pokaz klate" :

Na koniec jeszcze widoczek z pobliskiej skaly:

Obrazek pogladowy na obozowisko:

I mozna wrocic do domu

Niestety przez wyjazd na zlot pojechalem do kina zamiast autobusem jak bylo planowane to samochodem, co zakonczylo sie tak:

100zl i 30min czekania na straz miejska. Nie zauwazylem zakazu zatrzymywania na Rajskiej i sugerujac sie tym ze cala ulica byla zastawiona samochodami i wygladala jak parking wcisnalem sie w wolna luke...