Trip 2015?? Turcja!

Tutaj umawiamy się na spotkania klubowe, informujemy o odbywających się zawodach i imprezach sportowych i tuningowych.
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Dzięki za miłe słowa. Ja nie jestem zadowolony z tej relacji. Doskwiera mi brak zdjęć, stopniowe uświadamianie sobie jak wiele na tym tripie mnie ominęło, wspomnienie o zepsutym samochodzie stojącym przed blokiem i Kukuncio próbujący wstać i tłukący głową a to o podłogę a to o klamkę a to o kant stołu...Obawiam się że ta relacja skazana jest z góry na niedokończenie. Tak jak niedopracowany plan tripu, nieskończony remont samochodu tak i relacja pewnie podzieli ten sam smutny los.

Dzień 3. 2 maja, sobota. Ponad 700km

Obrazek

Wstajemy o 6:30. Za oknem jakoś ciemniej niż zwykle ale deszczu nie słychać.
- Nie najgorzej - myślę sobie na wspomnienie o jeździe na tym samym odcinku dwa lata wcześniej. Wtedy był upał. 32 stopnie na zewnątrz, 140 w misce olejowej. Odbijaliśmy wtedy w Skopje do Ohridu. Dziś mamy jechać prosto, do Grecji. Będzie chłodniej, może obejdzie się bez postojów.

W łazience spotykam Dziksona, Gada i Janusza. Wymieniamy standardowe w takiej sytuacje kurtuazyjne zwroty. Kiedy wróciliście wczoraj, jak się spało, w której kabinie brakło papieru, do której nie należy przez jakiś czas wchodzić itp. W jednej kabinie prysznicowej już ktoś się pluska. Ktoś czyj telefon został na zewnątrz i gra sobie melodyjki.

- Kiepska pogoda
- Na szczęście nie pada
- Pada, chyba nie patrzyłeś za okno.

Wyglądam za szybę. Rzeczywiście leje. U nas przy takim deszczu od razu to słychać na parapetach. W Belgradzie nie. Na dole stoi kiosk Melosa. Zaraz obok jakiś miejscowy warzywniak i reszta 205tek, które nie zmieściły się na chodniku.

Pytamy Dziksona co tam między nim a Agnieszką. Mówi że nie najlepiej. Zupełnie nie rozumie o co jej może chodzić.

- ustaliliśmy że robimy wspólne zakupy - mówi spokojnie - że jedziemy razem, prowadzimy pół na pół a tu nagle okazuje się że coś nie działa.
- no ale co się dzieje? Stało się coś konkretnego?
- Właśnie nie ale mam ją przeprosić
- No to przeproś i po sprawie
- To nie takie proste, poza tym za co?
- Wszystko jedno. Mówisz przepraszam i zapominacie o temacie. Szkoda czasu na spory
- hmmm to się nie uda.

Po trzeciej rundzie telefonicznych melodyjek z kabiny wychodzi Józek. Wyłącza muzykę jak gdyby nigdy nic i dołącza się do nas przed umywalkami.
-Budzik - tłumaczy.

Nie pamiętam o czym rozmawiamy.

Myję zęby i wracam do pokoju. Na korytarzu spotykam skąpo odzianą Agnieszkę. Kilka osób pyta mnie gdzie jest kuchnia
- na końcu korytarza i w prawo - odpowiadam chociaż nie wiem skąd to wiem.

Pakujemy i karmimy Kukuncia. Idę do kuchni. Do końca korytarza i w prawo. Otwieram drzwi a tam jakiś chłop w samych slipach na łóżku.

- O, sorry - mówię, zastanawiając się ile osób tu przeze mnie już musiało wleźć wcześniej.

Schodzimy na dół, pakujemy bagaże. Gad z Anią szpanują otwierającymi się drzwiami

Obrazek

U nas drzwi kierowcy się zacięły. Muszę ładować dziecko i samemu wsiadać przez te od strony pasażera.

- Ten samochód mnie wykończy - myślę sobie powstrzymując się od kopnięcia go w te cholerne drzwi.

Recepcjonista mówi że kilka osób jeszcze nie zapłaciło za hostel. Nie pamiętam kto. Wtedy pamiętałem. Wciąż na kogoś czekamy. A to Rafi je kanapkę a to Florek się gdzieś zgubił. W końcu wszyscy siedzimy już w samochodach ale każdy myśli że kogoś brakuje więc stoimy. Wykorzystujemy okazję i wymykamy się do sklepu po pieluchy i jedzenie dla Kukuncia.

W końcu wyjeżdżamy. Leje coraz bardziej.

Obrazek

Na ulicy Kneza Milosa mijamy dawny budynek ministerstwa obrony Serbii. Zbombardowany 7 maja 1999 roku przez Nato. Przez 16 lat nieodbudowany. Nie wiemy czy z braku pieniędzy czy celem podtrzymywania pamięci o tych wydarzeniach. Na ulicach pusto. Na chodniku stoi tylko peleryniarz w koronie

Obrazek

Obrazek

Jedziemy wolno. Na każdych światłach kogoś odcina i trzeba czekać na konsolidacje grupy

Obrazek

W końcu wyjeżdżamy na autostradę. Leje jak cholera. Zwłaszcza jadąc za kioskiem widoczność jest minimalna.

Obrazek

Dzikson apeluje o włączenie świateł mgielnych. Przez większość zostaje zignorowany. U reszty to światło nie działa.

Po kilku kilometrach słyszymy na radiu głos Janusza
-Ta ulewa dewastuje mi samochód!

Robimy więc postój. Na szczęście była tam strzałka więc wiadomo było z której strony szukać awarii:

Obrazek

Wciąż siąpi deszcz.

Obrazek

Dzikson reklamuje się Agnieszce jako chłop krzepki i na schwał. Agnieszcze chyba to jednak nie imponuje. Po lewej stronie Janusz, jak McGyver, zastępuje silniczek krokowy konstrukcją z trytytek. Działa lepiej niż oryginał i możemy jechać dalej

Obrazek

Co jakiś czas są bramki ale jazda idzie dosyć sprawnie. Tylko nasz samochód jakoś tak dalej nie chce jechać...

Obrazek

W Predejane robimy postój w motelu o tej samej nazwie. Trzeba coś zjeść i zrobić sztorcowanie mojej sondy. Nie idzie tak dalej jechać. Janusz pokazuje ze nawet bez podnośnika ma możliwości żeby unieść całe gti:

Obrazek

Okazuje się że sonda rzeczywiście nie ma prawa działać. Jedna z dwóch wtyczek jest stopiona. Niestety ta od podgrzewania a nie sterowania. Wymieniamy ją ale bez specjalnej nadziei że to coś dramatycznie zmieni. Na sąsiedniej stacji uzupełniam paliwo. Niestety tym razem ubyło aż 38l na 300km. Dramat. Nie dojedziemy tak do Turcji...

W Macedonii na szczęście przestaja powoli padać. Dzikson zaczyna się rozglądać za innym środkiem transportu. Musi już przeczuwać nieuniknioną eksmisję.

Obrazek

W aucie Agnieszki nie ma balkonu więc spodziewamy się że jego rzeczy wylecą raczej przez szyberdach. Wypatrując tego wydarzenia jedziemy sobie dalej

Obrazek

Po kolejnych kilkuset kilometrach wiadomo już że z mojej sondy nic nie będzie. Gadzina odpina ją zupełnie żeby nie bruździła a Janusz pokazuje co mi pozostało. Oprzeć się o auto i zaszlochać.

Obrazek

Kukuncio jeszcze nie zna lęku więc bawi się nieświadomy niepewnego losu rodziny

Obrazek

- Kukuncio, co myślisz o zepsutej sondzie?
- Koooongo!

Obrazek

Macedonia próbuje pocieszyć nas chyba najpiękniejszymi autostradami w Europie

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nagle Gad robi dramatyczny zwrot w prawo i z prostej autostrady zjeżdża na jakieś wypizdowo z drogą klasy polnej. Na jedno hasło z gps'a człowiek potrafi zignorować tysiąc znaków 5x5m ze strzałkami na wprost więc wszyscy tam zjeżdżamy. Niestety jest tylko zjazd. Wjazdu z powrotem brak. My wracamy na autostradę cofając, część pod prąd a jeszcze reszta jedzie za Gadam dalej w maliny. Będą nas gonić po wizycie gdzieś w tych górach:

Obrazek

Przed granicą grecką robimy jeszcze postój w Macedonii na uzupełnienie zapasów. Nie wiadomo kiedy dotrzemy do Grecji. Szkoda byłoby iść spać bez kiełbachy i piwa na dnie żołądków:

Obrazek

W sklepie pani wybranym osobom nie chce sprzedać piwa w butelkach. Nikt nie zna tam angielskiego ale na migi wywnioskowaliśmy że chodzi im o to iż nie można zapłacić za kaucję za butelki kartą kredytową. Dziwna sprawa bo ja kupuje je bez problemu. Rafał stojący za mną musi jednak wymienić butelki na puszki. Weź tu zrozum obcokrajowców...

Jedziemy dalej. Nasze auto jedzie dalej słabo. Na zjeździe do Thessalonik mamy problem żeby wyprzedzić wolno jadącego hyundaya. Wrooble swoim 1.1 robią to bez problemu. Kukuncio coraz bardziej charczy i jęczy. Kiepsko z nim. Ula w chwili największej desperacji chce nawet z nim jechać do szpitala. Uspokajam trochę tą histerię i ustalamy że tej nocy weźmiemy bungalow zamiast namiotu. Na miejscu, a jakże by inaczej, okazuje się że takowych nie ma. Sezon nierozpoczęty, wszędzie remonty. No cóż, owiniemy go mocniej kocem.

Camping jest całkiem zacny. Schludny, jest ciepła woda a szum morza zza muru łagodzi stresy i przepędza złe myśli. Dostajemy upust dla wesołych grup i płacimy tylko 6 euro od osoby.

Jestem tak zmęczony że nie mogę zrozumieć instrukcji do namiotu. Prętem konstrukcyjnym prawie wybijam sobie oko. Na szczęście pomaga mi Natalia. Nie tylko w pracy jest lepsza ode mnie. Radzi sobie z tym w mig. Jesteśmy uratowani:) W końcu rozpalamy grilla, kiełbasa zaczyna skwierczeń na ogniu, w koło krąży Gad ze słoikiem śledzi i butelką coli:

-Przegrycha czy przepita? - pyta radośnie nalewając mi wódki do kieliszka wielkości szklanki
Wybieram to pierwsze bo śledziki wyglądają przepysznie.

Przychodzi kolej na Fenkju-Szybę, który wybiera jednak napój. Mamy więc inne zdanie.

- Ej, ja tam chyba widziałem muchę - wtrąca Józek krzywiąc się lekko:

Obrazek

- Przewidziało Ci się synek - Gad nie dawał się przekonać.
- Nie przewidziało mi się na pewno, tam była mucha. Duża:)

Tutaj scenka rodzajowa:

Obrazek

Tutaj inna, podobna, równie bezsensowna. Wklejam ją jednak gdyż występują na niej inne osoby. Dodatkowo Vroobel pokazuje jakby wyglądał jakby usta miał bardziej na prawo niż na środku.

Obrazek

A tu wszyscy się cieszą bo słoik już pusty a muchy na dnie nie ma

Obrazek

Gad minę ma nietęgą bo sam zjadł ostatni kawałek.

- Ktoś zjadł śledzika z wkładką mięsną - Józek nie może powstrzymać chichotu.

Śpiewy i ognisko zrobiły dobrze Kukunciowi i dotrwał z nami do późnych godzin nocnych zapoznając się ze wszystkimi dookoła. My zauważyliśmy że mamy z Ulą takie same stroje:

Obrazek

po czym udaliśmy się spać.
Ostatnio zmieniony 20 maja śr, 2015 10:30 pm przez Fox, łącznie zmieniany 8 razy.
Awatar użytkownika
atul77
Nowicjusz
Posty: 70
Rejestracja: 16 paź czw, 2014 8:19 pm
Posiadany PUG: 205 GTI miami blue
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Opolskie/Bawaria

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: atul77 »

Witam,
gratuluje udanej wyprawy! Niesamowite widoki i pewnie sporo przezytych historii.
Za rok pisze sie z zonka na taka wyprawe!

Pozdrawiam
Volter

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Volter »

Napiszę tak, nie jestem fanem 205, i nie znam Was, ale zabawa jakiej doświadczyliście może się przydać innym, więc kontynuuj i nie zniechęcaj się na alibi ! Ja, powiem Ci specjalnie się zalogowałem żeby puścić ten wpis, bo trzyma poziom Twoja relacja z Tripu, i może być impulsem/motywacją dla innych by ruszyli dupsko sprzed monitorów. Więc kręć gitarą Foxie póki publika na widowni jeszcze jest :P
Awatar użytkownika
szasz
Uzalezniony
Posty: 739
Rejestracja: 10 lip czw, 2014 8:45 am
Posiadany PUG: XS '92 [i] Partner Tepee Outdoor 1.6 HDI [i] Citroen C4 1.6 BlueHDI
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Gdańsk, miasto rodzinne Tomaszów Lubelski

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: szasz »

Relacja wspaniała, Fox'ik, nie zniechęcaj się, dasz radę do końca!
Poza tym, z doświadczenia, powiem Ci, że jedno dziecko to nie dziecko 8) dopiero trójka nie pozwala na nic :mrgreen: coś o tym wiem.

3maj się i kontynuuj wątek!!!!!!
Zawsze iść, rozkaz który mam we krwi..
MaciekD
Junior
Posty: 123
Rejestracja: 30 cze pn, 2014 11:16 pm
Posiadany PUG: 205 GTI 'Le Mans'
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Łódź / Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: MaciekD »

oglądając relację byłem podbudowany w kwestii dzieci, jak się chce to się da jednak :)

szasz, nie dołuj :)
Awatar użytkownika
RafGentry
Moderator
Posty: 6945
Rejestracja: 06 cze śr, 2007 8:40 pm
Posiadany PUG: GTI Griffe, GTI LeMans, GTI, CTI, XRD, XS, Indiana, 405 STDT
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: RafGentry »

Fox tym razem nieco bardziej melancholijny, ale u wielu pisarzy da się zauważyć wpływ perypetii życiowych na twórczość poszczególnych okresów. Myślę, że entuzjazm na pewnym etapie jeszcze powróci, choć i tak czyta się wspaniale :)

Aha - dodałem zdjęcia do albumu. Łącznie 893 sztuki.
Awatar użytkownika
szasz
Uzalezniony
Posty: 739
Rejestracja: 10 lip czw, 2014 8:45 am
Posiadany PUG: XS '92 [i] Partner Tepee Outdoor 1.6 HDI [i] Citroen C4 1.6 BlueHDI
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Gdańsk, miasto rodzinne Tomaszów Lubelski

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: szasz »

RafGentry pisze:Aha - dodałem zdjęcia do albumu. Łącznie 893 sztuki.
Do jakiego albumu?? :? gdzie można popaczeć??
Zawsze iść, rozkaz który mam we krwi..
grzesiek309
Peugeot 205 Master
Posty: 5502
Rejestracja: 01 lis ndz, 2009 8:13 pm
Posiadany PUG: Dużo 205 & Partner V6
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Białystok
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: grzesiek309 »

Gad wcześniej podał :wink:
Jest Ci smutno? Jest Ci źle? Wsiądź do puga, przejedź się!
Określenie "Poranny poprawiacz nastroju" nabiera nowego znaczenia... :D
Naprawy, modyfikacje, remonty 205 i nie tylko ;) https://www.facebook.com/205renovation/
Awatar użytkownika
Stopx
Uzalezniony
Posty: 645
Rejestracja: 26 mar pn, 2007 8:57 am
Posiadany PUG: Gejtry
Lokalizacja: Warszawa

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Stopx »

konto na Google:
e-mail: peugeotbalkanralley
hasło: Albania2013

Niech się ktoś jeszcze z fotoreporterów z TAAAAKIMiiiii soczewami w aparatach pochwali fotkami :)
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Dzień 4. 3 maja, niedziela. ~160km

Obrazek

Jest ciepło. Słońce opiera się już o namiot stabilnie podnosząc w nim temperaturę. Chcąc nie chcąc trzeba się wygrzebać ze śpiwora, założyć coś na majty i wyjrzeć na zewnątrz. Jeszcze chwila i w środku zrobi się gorąco nie do wytrzymania. Kukuncio też już się wierci. Tylko patrzeć jak zgłodnieje i zacznie wydawać z siebie przeraźliwe dźwięki. Dziwna sprawa z tym dzieckiem. Czasem wydaje się przejawiać oznaki jakiejś inteligencji. Odkąd skończył trzy miesiące nie patrzy już na świat tak tępo jak na początku. Wszystko to jednak znika w obliczu najmniejszego nawet głodu. Wystarczy sygnał z żołądka, zaświecenie się rezerwy a włącza się klakson i co by mu nie mówić, jakby nie uciszać to drze się ile sił w płucach dopóki nie poczuje w ustach smoczka butelki. Nie czas jednak na takie dywagacje. Pot rosi czoło i trzeba wychodzić. Na zewnątrz jest cudnie.

Obrazek

Wygląda na to że wszyscy już wstali. Idę zobaczyć morze z bliska, po rocznej przerwie pochodzić po plaży i posłuchać szumu fal. Po deptaku przechadza się Dzikson. No dobra, przechadza to chyba za dużo powiedziane. Wyraźnie kuleje, powłóczy jedną nogą i ogólnie rzecz ujmując niedomaga:

Obrazek

- Co zrobiłeś z nogą Dzikson? - pytam z zaciekawieniem wykorzystując ten pretekst do zagajenia rozmowy
- A szkoda gadać. Uszkodziłem się w nocy. Przechodziłem w nocy przez ogrodzenie i spadłem tak niefortunnie na bok że mi wykręciło kostkę. Trochę boli ale nic mi nie będzie
- Józek już to widział? Nie zalecił amputacji?:)
- haha na szczęście nie.

Nie wiem czy na szczęście nie widział czy na szczęście, w ferworze nocnej zabawy i śmiechów, nie amputował. Dzikson nie wydaje się chętny do rozmowy więc odpuszczam. Na plaży spotykam więcej osób.

Obrazek

Martyna w tle uczy się wiązać na głowie chustę na styl muzułmański z myślą o Turcji. Jeszcze nie do końca jej wychodzi. Bananowiec jest wyraźnie zadowolony. Udało mu się idealnie dobrać buty do koszulki. Janusz jest jak zwykle rozmowny i pełen dobrego humoru więc pytam śmiało

- Widziałeś Dziksona? Spotkałem go przed chwilą. Coś się pokiereszował w nocy. Co wyście tam jeszcze robili po grillu? - pytam
- Dzikson się najebał i stwierdził że przeskoczy na ten drugi camping, ten za płotem - wskazuje na ogrodzenie - Tak tam przeszedł że się omsknął i wyrypał w dół na łeb.

Trochę mi nie pasował w tym opowiadaniu fragment z upadkiem na głowę do skręconej kostki. Przeszło mi przez myśl żeby roztrząsnąć ten temat ale chwilę później ktoś poczęstował nas cytrusem i zajęliśmy się konsumpcją

Obrazek

Nie wiem jakim cudem ale buty Bananowca są po lewej stronie na czyiś nogach a on sam w tle przy morzu. Dziwna sprawa ale wtedy też o tym nie rozmawiamy. Chyba nikt tego nie zauważył albo po prostu uznaliśmy że lepiej dojeść pomarańcz.

Tego dnia w planie było relatywnie niewiele kilometrów. Nigdzie nie było więc widać pośpiechu. Można było cyknąć pierwsze selfie:

Obrazek

Morfeusz, dzień wcześniej, przy wódce, wyznał na swój niepowtarzalny romantyczny sposób że brakuje mu w życiu miłości, czułości, kontaktu z drugim człowiekiem. Przypomniałem sobie tamtą rozmowę patrząc na tą scenkę i uśmiechnąłem na wspomnienie dokładnych słów jakich wtedy użył.

- Ależ ja jestem niewyruchany!

Wróciłem do namiotu i zabrałem ze sobą Kukuncia. To jego pierwsze w życiu wakacje nad morzem. Ja na swoje czekałem chyba z 10 lat. Do tej pory pamiętam Bałtyk wyłaniający się zza wydm w naszym polskim Lubiatowie, niedaleko Łeby. Kukuncio z początku też wydawał się zachwycony wodą i pomknął w jej kierunku jak tylko postawiłem go na piasku.

Obrazek

Szybko okazało się jednak że tylko wypatrzył sobie wystający z piachu jakiś śmieć. Postanowił go zjeść. Czar prysł. Trzeba było go odwieźć z powrotem do namiotu.

Obrazek

Chwilę potem wrócił tam jednak z Ulą i wszyscy razem z Natalią zajęli się pozowaniem do zdjęć.

Obrazek

Ula z Kukunciem do magazynu "Młoda mama i bobas". Natalia, gdyby tylko była lżej odziana spokojnie mogłaby zapozować w podobny sposób dla jakiegoś magazynu wydawanego spod lady:)Nic dziwnego że została pierwszą miłością Kukuncia. Warto przy okazji tego zdjęcia zauważyć że w tle majaczy Olimp. Gdzieś tam mieszka Zeus i miota gromami w nasz samochód, który my po raz kolejny próbujemy naprawić. Jeśli będzie trzeba to nawet przy użyciu koparki:

Obrazek

Wygrzebałem z bagażnika miernik elektroniczny i Gad wykonał pomiary wskazań mojej sondy lambda. Tak jak można było się spodziewać. Zepsuta do imentu. Bez względu na obroty generuje napięcie 0,2V. Nic dziwnego że komputer próbuje wzbogacić mieszankę do oporu. Stąd wysokie spalanie. Trzeba wymienić. Pytanie tylko skąd wziąć na zmianę? Dookoła prawie wszyscy jeżdżą na gazie. Można więc bez szkody dla takiej osoby wykręcić jej sondę i podmienić na moją. Wybór pada na Józka

Obrazek

Nie wiem skąd się to bierze ale za każdym razem gdy widzę osobę leżącą pod autem w takiej pozie, nie ruszającą nogami , to wydaje mi się że zginęła już przygnieciona samochodem. Na szczęście to tylko złudzenie. Józek ma się dobrze ale nie ma dobrych wieści. Jego sonda ma trzy przewody. Moja cztery. Nie będzie pasowała. Wykręcamy więc tą Januszową. Też zepsutą ale na inny sposób. Jego sonda pokazuje 0,4V czyli trochę bliżej środka zakresu. Auto powinno trochę mniej palić. Następuje montaż

Obrazek

Można się pakować. Mamy jechać oglądać żółwie w Polychrono. Pomimo iż rano było mnóstwo czasu to przy wyjeździe okazuje się że część osób nie zapłaciła za camping, część nie odebrała paszportów z recepcji i wyjazd jak zwykle się opóźnia. Fenkju-Szyba pierwszy raz w życiu trzyma na rękach dziecko. Plan był taki żeby przy tej okazji na niego zwymiotowało. Widać że próbuje ale nic z tego nie wyszło:)

Obrazek

Ja robię sobie chyba jedyną ładną fotkę samochodu na tym wyjeździe

Obrazek

i jeszcze taką niewyraźną, od patrzenia na którą bolą oczy:

Obrazek

W końcu ustawiamy się przy bramie i wyjeżdżamy:

Obrazek

Jedziemy na południe, wgłąb półwyspu Kassandra. Kierujemy się na wspomniane już wcześniej Polychrono. Jedną z trzech atrakcji tego półwyspu, które udało mi się wyszukać i zaproponować. Druga - latarnia morska w Possidi - zostaje skreślona jako zbyt odległa. Trzecią - stare miasteczko Afitos - będziemy pewnie mijać po drodze. Droga co rusz przebiega po podwyższeniach terenu z których widać morze. Niebieściutkie. W przystaniach kołyszą się jachty. To co widzieliśmy wcześniej na zdjęciach nie było więc wcale fotomontażem. Lekkim rozczarowaniem są natomiast zabudowania. Co prawda białe i kryte czerwoną dachówką, czyli teoretycznie wszystko się zgadza, ale jakieś takie bez wdzięku i specjalnego uroku. Przynajmniej te stojące przy drodze. Tak czy siak jesteśmy w Grecji! Z dala od polskiego zimna i deszczu. Sam ten fakt zachwyca. Kukuncio tez ma się już lepiej. Po chrypie nie ma już śladu. Znowu macha nogami i raz po raz powtarza "Kongo".
Podróż przebiega sprawnie pomimo wytyczonego na jej fragmencie objazdu. Chociaż wolno nie jedziemy to na ślepym zakręcie z chopką połowa naszej kolumny zostaje wyprzedzona przez pędzącego Cheerokie na greckich numerach

- Odważnie... - ktoś wypowiada na CB to co każdy i tak pomyślał widząc ten wyczyn.

Rzeczywiście. Grecy jeżdżą dość brawurowo żeby nie powiedzieć - nawet jak na nasze naciągnięte standardy - szaleńczo. Na dwupasmowym fragmencie porównujemy osiągi naszego migacza z gti Gada. Trzy tysiące obrotów, piąty bieg i na sygnał od Józka wciskamy gaz w podłogę. Gadzina wciąż jest szybszy ale już nie odjeżdża mi tak łatwo jak dzień wcześniej. Januszowa sonda przyniosła jednak ulgę naszemu, styranemu przez los, wozidłu.

Po 30 km docieramy na miejsce, gdzie wpadamy w lekką konsternację. Mamy tu oglądać sławne jezioro z żółwiami a nie widać tu niczego co by na nie kierowało. Żadnych plakatów z żółwiami, fontann z kształcie skorupy, ludzi w koszulkach z żółwiowym nadrukiem czy nawet dzieci poprzebieranych za Leonardo, Donatello czy Michelangelo ganiających po chodnikach. Zupełnie nic. Nawet straganów z magnesami na lodówkę, serem fetą czy dewocjonaliami. Handlowa pustynia. Uświadamiając sobie że raczej na drogowskazy nie mamy co liczyć zatrzymujemy się przy światłach celem narady.

Obrazek

W tym miejscu zaczęła się nasza kilkugodzinna tułaczka po tej spokojnej mieścinie. Żeby ją lepiej zobrazować pozwolę sobie wkleić plan sytuacyjny naniesiony na mapę:

Obrazek

Stoimy więc w punkcie 1. Ja jestem wyspindrany na piaskowy klif po przeciwnej stronie ulicy z którego oprócz fotki już wklejonej robię też taką drugą, zgoła inną:

Obrazek

Jest maj, o tej porze roku, pomimo mocnego słońca żyją tam jeszcze kwiatki. Jeszcze miesiąc, dwa i pewnie wszystko będzie tam wyglądać jak to drzewo na drugim planie. Susza, spękana ziemia i leżący na piachu szkielet krowy...

W pobliskim warsztacie pytamy o jezioro z żółwiami. Właściciel co prawda słyszał że takie miejsce istnieje ale sam nigdy w nim nie był. Jego kompani, zapytani przez niego po grecku, tylko bezradnie wzruszają ramionami. Wnioskujemy że albo nie znają miejsca albo nie mówią w jego języku. Zakładamy że jednak to pierwsze. Każdy słyszał, nikt nic nie wie. W końcu wykorzystany został telefon do przyjaciela.

Obrazek

Rafał prostuje plecy żeby nie wyglądać za kilka lat jak ten grecki chłop pilnujący gaśnicy. Mi już nic nie pomoże więc zająłem się słuchaniem wskazówek dojazdu.

- Turn around, go to the next street light and turn left. This not a 90 degrees turn. The road goes at the angle, up the hill. There's no asphalt but your cars should be able to climb it. Do you understand?
- Yes we do, thank you very much and have a nice day!

Droga rzeczywiście odpowiada rzeczywistości. Asfalt szybko się kończy i zaczynają rozpadliny. Z przeciwka podąża w dół jakaś zgarbiona starowinka. Kolejne przypomnienie dla mnie od świata

- nie garb się Fox!

Jak zwykle pewnie za chwile o tym znów zapomnę. Nie spodziewając się że uda mi wdać w nią w dłuższą dyskusję pytam jednak

- Lake, turtles, Mavrobara - wymieniam przypominając sobie nawet nazwę tego jeziora.
- Go straight, not far away - odpowiada, czym wprawia mnie w lekkie zdziwienie.

Dojeżdżamy do stromszego wzniesienia ( punkt 3 na mapce ). Masz pug da radę jechać dalej ale obniżone Józkowe cabrio czy to Bananowca, z rozpadniętą belką, siedzące na odbojach, pewnie nie. Robimy więc postój:

Obrazek

Ja wybrałem się na ochotnika na górę wzniesienia celem zbadania sytuacji. Jak widać na zdjęciu - drzwi kierowcy u nas dalej się nie otwierają.

Na górze nie widać żywej duszy (punkt 4 na mapce) . Stoi tam co prawda kilka domów ale wyglądają na pozamykane. Pewnie letniskowe. Trzydzieści stopni to chyba jeszcze za mało żeby ktoś tam przyjechał. Stwierdzam że raczej nie ma sensu iść samemu dalej. W takim upale pewnie padnę z pragnienia i nikt mnie nie znajdzie. Jeśli jezioro rzeczywiście gdzieś tam jest to raczej nie tak blisko jak się wydawało.

Schodzę na dół. Wspólnie z Gadem, Ulą i Bananowcem oglądamy google maps w poszukiwaniu czegoś co kształtem i kolorem przypominałoby jezioro. Pewności nie ma ale 300m od nas jest coś podłużnego co być może nawet jest niebieskie. Na zamieszczonej mapce jest to punkt 5. Prowadzi nawet w to miejsce droga. Niestety nie ta przy której obecnie stoimy. Albo więc pójdziemy tam na nogach albo przejedziemy samochodami. Organizujemy szybki sondaż na statystycznie wystarczającej próbie dwóch osób. Bananowiec chce iść, Józek jechać. Po ogłoszeniu wyników wszyscy pakują się do samochodów i odjeżdżają

Obrazek

Tylko ja i Bananowiec jesteśmy lekko zdziwieni.

Historia robi się długa więc pozostałą jej część streszczę punktowo

1) Próba wjazdu w drogę zaznaczoną przeze mnie na jasno brązowo. Prowadzi Fenkju-Szyba.
2) Meldunek o grzęznącej w piachu hondzie
- grzęźniemy w ruchomych piaskach, nie jedźcie za nami!
3) Wycieczka piesza do punktu 5 i stwierdzenie że jeziora nie ma
- idziemy jakimś korytem wyschniętej rzeki. Jeśli była tam kiedyś woda to dawno temu wyschła
4) Desperacka próba znalezienia jeziora w punkcie 6. Jako że nigdy go tam nie było to z góry skazana na niepowodzenie
5) Powrót hondy przez piasek do punktu 2. Wszyscy liczyli na widowisko i utknięcie hondy na dobre. Niestety Fenkju przejechał tą drogę bez problemu.
6) Stopixowa zakosiła dwie cytryny z przydrożnego ogrodu. Stąd oznaczenie "2" tego punktu na mapie.

Obrazek
Gdzie było jezioro? Ano w punkcie 7. Niestety udało mi się tego dowiedzieć dopiero teraz, wiele dni od chwili gdy wizytowaliśmy Polychrono. Serwis panoramio podaje taką lokalizację gps tego miejsca:

40° 0' 4.75" N 23° 30' 24.46" E

Byś może kiedyś jeszcze tam będziemy i uda się je zobaczyć. Być może ktoś inny się zapędzi w te rejony i zbada to jezioro za nas. Faktem jest że po skreśleniu latarni Possidi i nieudanym podejściem do żółwi została nam na liście tylko wioska Afitos. Pojechaliśmy więc na obiad zupełnie gdzie indziej a ją omineliśmy.

C.D.N
Ostatnio zmieniony 24 maja ndz, 2015 2:45 pm przez Fox, łącznie zmieniany 4 razy.
Awatar użytkownika
szasz
Uzalezniony
Posty: 739
Rejestracja: 10 lip czw, 2014 8:45 am
Posiadany PUG: XS '92 [i] Partner Tepee Outdoor 1.6 HDI [i] Citroen C4 1.6 BlueHDI
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Gdańsk, miasto rodzinne Tomaszów Lubelski

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: szasz »

Stopx pisze:konto na Google:
e-mail: peugeotbalkanralley
hasło: Albania2013
Poezji ciąg dalszy :-)
A ja się wziąłem zalogowałem do gmail'a i się zastanawiam, czemu niczego tam nie ma :D
Hm.. 8)7 blondynki i humaniści są wszędzie 8)
Zawsze iść, rozkaz który mam we krwi..
Awatar użytkownika
andi_kamachi
Junior
Posty: 471
Rejestracja: 28 kwie czw, 2011 1:58 pm
Posiadany PUG: 205 1,4 Roland Garros, 205 1,8DT
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Warszawa (praca i mieszkanie), Trzcianka k. Wilgi (stąd pochodzę)
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: andi_kamachi »

Lubię Twoje "pióro", Fox.
Awatar użytkownika
bananowiec
Uzalezniony
Posty: 610
Rejestracja: 02 kwie śr, 2008 10:36 pm
Posiadany PUG: 205 CTI TURBOGNÓJ , 205 1.8 dturbo forever
Numer Gadu-gadu: 4940298
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: bananowiec »

Z niecierpliwością czekamy na dalszy ciąg relacji. Czytając Twoje opisy sytuacyjne, można poczuć jakby z powrotem się tam było :)
Dodaje też coś od nas:
https://plus.google.com/108973151205708 ... Lf4a9Cnz2G
Oto pierwsza część zdjęć z naszego aparatu.
8)
Awatar użytkownika
kojot662
Junior
Posty: 279
Rejestracja: 25 gru śr, 2013 2:16 am
Posiadany PUG: 205 xs
Numer Gadu-gadu: 0
Lokalizacja: Gorlice

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: kojot662 »

Rozumiem wszystko, ale wrócić z pracy po 23 i siedzieć na googlach do 3.30 i oglądać zdjęcia z tripu , to już jest jakiś obłęd ;-) . Ale podoba mi się to :-D
peugeot 205 1.4 xs
Awatar użytkownika
Fox
Peugeot 205 Master
Posty: 2053
Rejestracja: 25 lis pt, 2005 5:09 pm
Posiadany PUG: 205gti, 504 coupe, 406 kombi
Numer Gadu-gadu: 6433729
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Trip 2015?? Turcja!

Post autor: Fox »

Uzupełniłem mój poprzedni post o opis wydarzeń na półwyspie Kassandra z dnia czwartego. Sprawiło to jednak że post ten zrobił się tak długi i męcząco nudny, że szybkie podsumowanie tego dnia zamieszczę dopiero tutaj. Coraz bardziej dociera do mnie to, co podejrzewałem już wcześniej. Ta relacja jest niemożliwa do skończenia. Albo zabraknie mi czasu albo czas zatrze pamięć o tym wyjeździe albo nikt już nie będzie chciał czytać reszty opowiadania. Muszę się postarać być bardziej zwięzłym i nie wpadać w bezsensowne słowotoki.

Mamy więc wciąż dzień 4. Z półwyspu Kassandra przejeżdżamy na Sithonię, drugi z palców Chalkidiki. Kilometrów zrobiliśmy na razie wyjątkowo niewiele, zobaczyliśmy można powiedzieć że nic a dzień powoli wchodzi w fazę schyłkową. Przyspieszamy więc i staramy się ograniczać postoje. Bardzo chcielibyśmy uniknąć szukania kolejnego campingu po nocy. Tym bardziej że znamy tylko przybliżoną jego lokalizację a teren ma być dziki. Co kilka kilometrów są ograniczenia prędkości i fotoradary. Zastanawiam się ile takich przejechaliśmy dzień wcześniej, nie zwalniając nawet poniżej 100 , pędząc na poprzedni nocleg... Jedno jest pewne. W ewentualnym liście z Grecji nie ma co się spodziewać życzeń czy pocztówki z widokami...Na jednym ze skrzyżowań słyszę w CB głos Józka

- Fox, twój migacz to jest stukacz

Rzeczywiście. Nawet przez przeraźliwy jazgot zepsutego prędkościomierza i ja słyszę że znowu stuka w naszym silniku popychacz zaworów. Jakby się nad tym zastanowić to można się nieźle załamać. Stukający popychacz w poprzednim silniku był powodem dla którego tamten silnik w ogóle był rozbierany. Przy okazji w warsztacie okazało się że było na nim słabe sprężanie. Dalej już była, przykra w konsekwencjach, decyzja o zrobieniu remontu całego silnika. Wymienione na nowe zostały też wszystkie popychacze. Teraz nie dość że auto ledwo jedzie to jeszcze oryginalny problem popychacza nie został rozwiązany. Trzeba się nad tym wszystkim poważnie zastanowić bo coś ewidentnie poszło nie tak. Czuję smutek.

Przy okazji tej lakonicznej wymiany zdań zauważamy że Józek nie jedzie już sam. Na fotelu pasażera siedzi Dzikson. Nie tylko u nas sytuacja rozwija się inaczej niż w planach.

-Dzikson, ty tak w cabrio bez czapeczki? Udaru dostaniesz! - żartuję chociaż żart okazuje się raczej kiepski. Jak się okazało później Dzikson został eksmitowany bez prawa dostępu do bagaży. Czapeczka jechała więc kilka samochodów dalej, w bagażniku u Agnieszki.

Sithonia wita nas dzikim krajobrazem, dużo mniejszym zaludnieniem i w końcu górzystym terenem z pełnymi zakrętów drogami. Początkowo staraliśmy się jechać za Gadem, Januszem i Józkiem ale szybko okazało się że samochodem w takim stanie za nimi nie nadążymy. Po chwili minął nas jeszcze Morfeusz, emitujący za sobą chmurę spalin wymieszanych z olejem

Obrazek

Wprawny czytelnik zauważy że na wklejonym zdjęciu nie widać ani spalin ani oleju. Żeby więc uniknąć posądzenia o wierutne kłamstwo zamieszczę fotkę z miejscówki, na którą my dotarliśmy w końcu z ponad minutowym opóźnieniem za czołem peletonu:

Obrazek

Na klapie multi, umorusanej olejem, już ktoś zdążył napisać świetnie obrazujące sytuację hasło "Melos, olej Ci przeloz". Całe dwa litry.

Sama miejscówka wyglądała po prostu rajsko:

Obrazek

Obrazek

Jak dyktuje tradycja i nie chcąc zawieźć wszystkich innych i tym razem wspinam się na skałę i robię zdjęcie z góry:

Obrazek

Pada nawet propozycja aby zjechać samochodami na dół i rozbić namioty w zatoczce

- Jeszcze 20km do campingu. Bądźcie cierpliwi. Tam też będzie ładnie - udaje mi się wszystkich przekonać do jeszcze jednej chwili wysiłku. W Grecji, przynajmniej teoretycznie, wciąż obowiązuje prawo z czasów gdy miało za zadanie wypłoszyć koczujących byle gdzie cyganów czy Romów. Min.150 euro a maksymalnie nawet kara więzienia grozi osobom rozbijającym się na dziko. Oczywiście to jest tylko teoria. Nie słyszy się aby ktokolwiek to egzekwował. Jeśli jednak mamy się rozbijać na dziko to może zróbmy to w trochę mniej widocznym z drogi miejscu.

Kukuncio też jest takiego zdania. Najchętniej pojechałby tam w cabrio

Obrazek

W końcu docieramy na miejsce. Kriaritsi. Niewidzialne miasto.

Obrazek

Ogromny teren poszatkowany jest drogami, mostami, wiaduktami. Zbudowane są studzienki ściekowe, telekomunikacyjne czy system rowów melioracyjnych. Tylko domów nikt nigdy tam nie zbudował. W gąszczu dróg próbujemy odnaleźć tą prowadzącą na plażę:

Obrazek

W dolince mijamy hodowlę czarnych prosiaków

Obrazek

i w końcu naszym oczom ukazuję się to:

Obrazek

Nie wiem czy kiedykolwiek byłem w ładniejszym miejscu. Przepiękna plaża, czyste morze i góra Athos na horyzoncie dopełniająca widoku. Takie cuda na takim odludziu. Przy plaży, z prawej strony, jest camping ale o tej porze roku nieczynny. Zza siatki wygląda strachliwie tylko jakieś brudne dziecko mieszkające tam chyba na stałe w brudnej przyczepie. Po chwili odbiega i chowa się za karawanem. Więcej już go nie widzieliśmy. Na plaży rozbity jeden namiot. Rodzina z dzieckiem. Poza tym nie ma żywej duszy. Cały raj tylko dla nas. Nic dziwnego że co poniektórych wzięło na amory:

Obrazek

Rozbijamy obozowisko:

Obrazek

Jak widać na powyższym zdjęciu wiatr duje dosyć mocno. Obsypujemy więc namioty piachem:

Obrazek

i robimy sobie zdjęcia pozując na stateczną, rozsądną rodzinę

Obrazek

Wujek Melos nie musi niczego udawać

Obrazek

Pozostaje podzielić pozostałe zadania do wykonania pomiędzy świetnie współpracujące, dwuosobowe oddziały w których każdy pracuje ręka w rękę nawzajem sobie pomagając:

Obrazek

tutaj drugi zespół wydobywający konary na ognisko z bagna:

Obrazek

My z Ulą poszliśmy włamać się na pobliski camping, który chociaż zamknięty to i tak oferował w miarę ciepłą wodę i względnie czystą toaletę z towarzystwem jaskółek:

Obrazek

Wracając spotkaliśmy biegnącą w naszą stronę chyba Anię. Tak, pamięć już jest zawodna.
-Alarm! Kukuncio zrobił kupę, Asia nie wie co z nim robić. Śmierdzi. Płacze. Lepiej szybko wracajcie - pospiesza

Rzezczywiście na miejscu sprawy nie mają się dobrze. Kukuncio okropnie się wydziera. Unoszący się wokoło fetor nie pozostawia złudzeń. Jest kupa. Obfita. Wylewa się nogawkami i pod szyją.

- Tego raczej już nie będziemy prać...- mówi Ula ściąganąc z kukuncia ciuchy próbując nie umorusać mu odchodami chociaż twarzy - Gdzie są pieluchy?
- Hmm nie wiem, chyba w aucie.

Po chwili wiadomo już że ich tam nie ma. Wszystko wskazuje że zostały na Kassandrze, na campingu. Wiem już że jak czegoś nie wymyślę i to nie wymyślę szybko to zginę za to zaniedbanie. Rozglądam się wokoło. Śmietnik, porzucona muszla od kibla, buda hodowli czarnych prosiaków, namiot Bułgarów rozbity na plaży...Właśnie! Z namiotu dobiega nas płacz dziecka. Tak na ucho starszego niż kukuncio ale może jeszcze robi pod siebie. Pojawia się nadzieja. Idę z Natalią żeby nie wyjść na pedofila zadającego pytania o dziecko. Jesteśmy uratowani. Miła pani mówi po angielsku i ma pieluchy! Dziecko co prawda ma dużo większe niż Kukuncio i pielucha jest też o rozmiar za duża ale lepsze to niż nic. Wypożyczam dwie pieluchy i wracam do Uli. Uff, uszedłem z życiem.

W międzyczasie Melos zdążył wykopać dziurę pod ognisko i nawet chyba dokopał się do wody:

Obrazek

Najważniejsze że robota wykonana i można zakończyć dzień przy zasłużonym ognisku:

Obrazek

śpiewając w rytm helterowej gitary

Obrazek

czy otwierając butelkę whisky

Obrazek

- Fenkju, tylko nie wpadnij w cug - Natalia, pasażerka Fenkju-Szyby wydaje się lekko zaniepokojona. W oczach Piotrka widać już diabliki tańcujące na widok alkoholu. Jakby rano okazało się że kierowca niedysponowany to zawsze trzeba mieć plan B. Zacieśniły się więc inne znajomości

Obrazek

W innym gronie wybrano, zamiast tej smażonej na ogniu, kolację gotowaną w aromacie bosej stopy

Obrazek

w końcu o późnej godzinie nocnej, wśród rechoczących w bagnie żab poszliśmy spać:

Obrazek
ODPOWIEDZ